Moje dziecko ma 7 lat i sika do łóżka! Co robić?

 Terapia z chłopcem lat 7, który moczy się w nocy.

Bez tytułu1

Problem: Dziecko, co noc sika w nocy do łóżka. Problemy nasiliły się po wakacjach. Dziecko zostało przebadane przez lekarzy fizjologicznie zdrowe. Skierowano chłopca do psychologa. Jest po dwóch wizytach u psychologa. Efektu brak.

Zalecono chłopcu: ćwiczyć pęcherz w dzień. Gdy mu się chce siku by stał nad kibelkiem i jak najdłużej wstrzymywał siku, by ćwiczyć mięsnie. Pani psycholog zaleciła mu też napisać list do pęcherza by zaczął go słuchać. Zaleciła tez by chłopiec sam zmieniał sobie mokra pościel na suchą, sucha zmiana zawsze stoi teraz przy łóżku. Chłopiec jak się obudzi w nocy, bo jest posikany to podkłada sobie suchy ręcznik i zakłada sucha kołdrę i piżamkę nie budząc mamy. Nie ma zainteresowania mamy wokół chłopca z powodu mokrej kołdry. Zastosowano też system kar jak się posika to nie będzie bajek ani gier po szkole.

Mimo tych wszystkich zabiegów problem nasilił się, każdej nocy łóżko jest mokre.

Zrozpaczona matka poprosiła mnie o pomoc. Umówiłyśmy się na sesje.

Chłopiec wiedział, po co przyjechał, wykazywał chęć współpracy. Chętne odpowiadał na pytania i się wczuwał w dana sytuacje. Bardzo chciał przestać sikać do łózka. Nie chciał by się ktoś o tym dowiedział, że w nocy zachowuje się jak mały dzidziuś.

Podczas sesji dotarliśmy do momentu, gdy chłopiec bez emocji powiedział: ja nic nie mogę. Po prostu sobie stoję. Ode mnie nic nie zależy. Na nic nie mam wpływu. Ja nic nie mogę.

Było to tak silne przekonanie i mówił to z taka pewnością i słusznością tego, co mówi, że nie było sensu mu perswadować ze jest inaczej.

Znalazłam przyczynę wiec na tym skończyliśmy sesje.

Rozmowa z matką.

 Czy pozwalasz synowi decydować, w czymkolwiek o sobie?

Nie ma takiej potrzeby dziecko jest posłuszne. Nie ma problemu by go ubrać. Zawsze ubiera to, co mu podam. Gdy jesteśmy w sklepie i chce by wybrał sobie czapkę zawsze odpowiada bym to ja mu wybrała, wiec wybieram a on się na to zgadza.

Zjada to, co mu nałożę jak się buntuje to ma kare lub nie ma deseru. Jest niejadkiem wiec często perswaduje mu żeby zjadł więcej. Jakby miał wybór to w ogóle by nie jadł. Ja decyduje gdzie idziemy, do jakiego kolegi i jak długo tam będziemy. On niechętnie wychodzi z z domu na dwór, ale potem jak już tam jesteśmy to niechętnie wraca do domu. Wiec nie zwracam uwagi na jego dąsy i fochy.

Jedyna rzecz, na jaka miał wpływ to, jaka bajkę chce oglądać, ale ponieważ z powodu moczenia się w nocy ten przywilej został mu zabrany, wychodzi na to ze w żadnej mierze on nie może w niczym o sobie decydować.

Problem powstał, gdy zobaczył ze inne dzieci mogą. Był świadkiem jak mama się pytała dziewczynki czy woli iść teraz na plac zabaw czy do babci. Dziecko wybrało plac zabaw i mama z nim poszła na plac zabaw. Chłopiec doznał szoku, że inni mogą decydować o swoim wolnym czasie czy w co mogą się ubrać a on nie. Nabrał przekonania ja nic nie mogę. Wiec decydować o swoim ciele też. Skoro nic nie mogę to tez nie mogę decydować, kiedy ma sikać mój pęcherz, zawsze ktoś decyduje za mnie. Ja nic nie mogę. Wszyscy są ważniejsi, bo oni mogą decydować a ja nie.

Moja diagnoza:

Dziecko musi odzyskać swoją autonomie i prawo decydowania o sobie w najprostszych sprawach. Jak później, jako dorosły ma podejmować świadome decyzje? Gdy teraz prawo wyboru, zostało mu całkowicie odebrane? Teraz jest czas by nauczył się decydować o sobie i ponosił tego konsekwencje. Nie możemy wszystkiego robić za dziecko trzymać go w kloszu, bo go krzywdzimy.

Nie chodzi o to by decydowało w ważnych sprawach tylko prostych i miało krótki wybór. Tzn: Nie pytamy:, co chcesz na obiad? Tylko zjesz na obiad schabowego z ziemniakami czy kaszą? To my decydujemy, co robimy na obiad a dziecko wybiera dodatki, smak sosu czy surówkę. Dzięki temu czuje się ważne jego głos się liczy.

Którą chcesz ubrać czapkę z daszkiem czy bez? Chcesz po szkole iść na plac zabaw czy od razu do domu? Ale jak zostaniesz to nie będziesz oglądał bajki, bo potem odrabiamy lekcje i się kąpiesz.

Nawet jak wybierze podwórko a potem będzie płakał ze nie oglądał bajki to są właśnie konsekwencje jego wyborów i tego ma się nauczyć. Musisz pozwolić dziecku odzyskać własna autonomie i prawo decydowania o sobie w prostych sprawach. Wybór ma być prosty to albo to.

Gdy będzie mógł decydować o sobie, to zmieni swoje przekonanie na poziomie pod świadomym. To jednak mogę decydować o sobie to mogę tez zarządzać moim pęcherzem i przestanie sikać w nocy.

Kara za moczenie się w nocy tylko spotęgowała proces, bo to była jedyna rzecz, na która miał wpływ:, jaka bajkę teraz obejrzę? Tylko podejmował ta jedną decyzje w ciągu dnia. Narzucając mu kare zabrałaś mu ostatnia deskę ratunku. Jego podświadomość pomyślała: to jednak prawda ja nic nie mogę! I problem się nasilił.

Na początku będzie mu to przychodziło z trudnością. Ciężko nagle zacząć decydować, w co ma się ubrać, jak do tej pory tego nie robił. Daj mu czas do namysłu, nie komentuj jego wyborów i nie neguj. Możesz jedynie przybliżyć mu konsekwencje. Te spodnie są zwężane idziemy na basen będzie później trudno ci je ubrać, na pewno nie chcesz iść w dresach. Gdy raz weźmie ciasne dżinsy i się pomęczy przy ubieraniu będzie wiedział, co miałaś na myśli, to jego lekcja. Tłumacz mu, ale niech to on decyduje.

Problem powinien się zmniejszyć, ale uważam ze sesje trzeba będzie powtórzyć.

Dziecko po pierwszej sesji od razu przestało sikać do łóżka. Zdarzyło mu się po miesiącu raz pod sikać się, był wtedy przemarznięty. Problem conocnego sikania się już nie powtórzył.

Miałam okazje po pewnym czasie od tej sesji pracować z dziewczynka, która miała ten sam problem. Problem też dotyczył sikania w nocy i tak jak ten chłopiec nie mogła decydować o niczym w swoim życiu. Gdy odzyskała możliwość decydowania o sobie problem sikania w nocy też zniknął.

Nie twierdze tu, że każde moczenie dziecka jest związane z jego autonomia j decydowaniem o sobie. Na pewno przyczyny mogą być różne, ale jak wykluczymy problemy fizyczne warto zwrócić uwagę czy własnym postępowaniem nie odbieramy dziecku możliwości decydowania o sobie. Czy to nie jego podświadome wołanie o pomoc? Tak jak w przypadku tego chłopca.

Słuchajmy, co nam maja do powiedzenia nasze dzieci.

Pozdrawiam wszystkich z miłością

Aga

 

 

 

Moje dziecko chce się zabić? – Co robić?!

zdj tel 11.2017 407

Przyszła do mnie zdesperowana mama 10 latka. Znalazła w jego pokoju pomięta kartkę z napisem: Chciał bym się już zabić.

Czy to poważny problem? Czy raczej huśtawka nastrojów dziecka?

Nikomu nic nie powiedział, jest raczej zamknięty w sobie i bardzo uparty. Nie zwierza się z problemów. Tylko z jednego przedmiotu ma bardzo złe oceny i złe relacje z nauczycielem to plastyka. Z reszty przedmiotów uczy się dobrze. Jest lubiany, w klasie. Raczej nie ma konfliktów z rówieśnikami. Relacjonuje mi jego Mama.  W domu wymaga się od niego by się dobrze uczył, rodzice bardzo stawiają na edukację. Dodatkowo chodzi na basen i ma korepetycje z angielskiego. Chcą z niego być dumni, więc inwestują by mu pomóc w nauce. W domu jest nacisk by był najlepszy i miał same piątki, bo tylko dzięki temu do czegoś dojdzie w życiu.

Ocena z plastyki może zaważyć na tym, że nie będzie miał świadectwa z paskiem, wiec mu rodzice suszą głowę by się przykładał.

Mama przyjechała z dzieckiem na sesje, ale prosi by mu nie mówić, że ona znalazła tą kartkę.

Każda emocja dziecka jest bardzo ważna nawet, jeśli nam się wydaje, że to błahostka. Dla niego to może oznaczać koniec świata. Nie ważna jest nasza ocena, ważne jak dziecko do tego podchodzi.

Np.: Wyobraźmy sobie nastolatkę, którą zostawił właśnie jej pierwszy chłopak, jej wielka miłość. Patrząc z boku nic wielkiego się nie stało, nie pierwszy i nie ostatni. Jest młoda, śliczna znajdzie sobie fajniejszego, bo to jakiś truteń był i tyle. Tylko dla niej to koniec świata, nie wyobraża sobie życia bez niego, niby jak ma teraz pojawić się w szkole skoro wszyscy wiedzieli, że był z nią, a teraz paraduje z inną. W tym momencie wolałaby zapaść się pod ziemie niż przeżywać te emocje. Oby się tylko nikt nie dowiedział, oby na mnie tak nie patrzeli. Zrobi wszystko by odciąć się od tej emocji. Tą emocją wcale nie jest zranione serce, ani zdradzona miłość.  Ta sytuacja z miłością wbrew pozorom nie ma nic wspólnego. Emocją dominującą w tym opowiadaniu jest Wstyd.

Wstyd – który w nas narasta i się kumuluje, może prowadzić do bardzo niskiej samo oceny, do samookaleczeń a w skrajnych przypadkach nawet do samobójstw.

Nie wiedziałam czy ten chłopiec się przede mną otworzy, ale wiedziałam, że należy z nim popracować z samoakceptacja i wstydem.

Chłopiec się otworzył dopiero po sesji, gdy zrozumiał, że wszystko z nim ok, że ma prawo do swoich emocji i do ich wyrażania. Nie ma w emocjach nic złego dopóki ich nie kumulujemy. Wszyscy je odczuwamy, nie ma ani jednej osoby bez wyjątku, która nie czuła by w sobie złości, lub nie była kiedyś czymś zawstydzona. To normalne.

W Maćku narastała złość na matkę, którą mimo to bardzo kochał.

Opowiada mi swój punkt widzenia chłopiec po sesji: Rodzice każą mu się przykładać do malunków i wycinanek. A on nienawidzi malować ani wycinać uważa, że to głupoty i do niczego mu się nie przydadzą. Celowo nie nosi do szkoły bloków i wycinanek, by na lekcji nie miał, czym pracować. Woli w tym czasie poczytać książkę. W domu za jedynkę z plastyki jest awantura, jest mu przykro, że zawiódł rodziców. Myśli, że jak nie będzie ładnie malować to przestaną go kochać. Oni zawsze we wszystkim są najlepsi, a on jest beznadziejny i nie potrafi namalować nic ładnego nawet jak najbardziej się stara na świecie. Przerasta go to, wstydzi się swojego rysunku, więc żeby klasa się z niego nie śmiała woli nic nie namalować. Nienawidzi plastyki, może dostawać 1 z prac, potem ze sprawdzianu dostanie 5 i i tak zda na koniec. Tylko rodzice są strasznie zawiedzeni, nie potrafi ładnie malować i wycinać wiec już go nie kochają tylko się go wstydzą. Przynosi wstyd całej rodzinie, lepiej by było jakby go nie było.

To mądry, śliczny utalentowany chłopiec. Utalentowany w wielu dziedzinach, no Matejko raczej z niego nie będzie, ale co z tego. Powinniśmy wspierać dziecko w jego mocnych stronach i pokazywać, że każdy ma słabe punkty. To normalne, nikt nie jest najlepszy we wszystkim. Czy świetny kucharz będzie dobrym tancerzem, pływakiem i malarzem? Nie, jest mistrzem w swojej dziedzinie, dlatego, że doskonalił ta jedną dziedzinę zaniedbując wszystkie inne. Gdy chcemy być dobrzy we wszystkim nie osiągniemy mistrzostwa w żadnej dziedzinie.

Wmawianie dziecku, że musi być najlepszy i mieć same piątki ze wszystkiego nie przyniesie dobrych rezultatów. Dziecko skupia się na wyniku, a nie na tym, co lubi. Powinno skupić się na swojej pasji, na tym, co sprawia mu przyjemność, a jeśli chodzi o resztę to postarać się o ocenę pozytywną, nie poświęcając temu większej uwagi.

Czy ten chłopiec postępował właściwie? Nie, on ignorował kompletnie przedmiot, nawet nie dając minimum wysiłku, czy nawet udając, że się stara. Robił to z lęku przed wyśmianiem i wstydem, który potęgowali jego rodzice. W czasie sesji pozbyliśmy się tego lęku i wstydu.

Bez tytułu

Chłopiec zrozumiał, że większość chłopców maluje i wycina tak jak on.  Nie chodzi oto by była to praca konkursowa, tylko by zrozumiał technikę wycinania czy posługiwania się pędzlem. Pani widząc zaangażowanie w pracę to zaangażowanie będzie oceniała, a nie efekt końcowy. Większość dzieci tak maluje jak on, albo jeszcze gorzej, niewiele jest osób z talentem artystycznym i nie ma, co się do nich porównywać.

Najgorsze błędy rodziców, wpływające na niska samoocenę u dziecka:

  1. Najgorzej jest wtedy, gdy dziecko się bardzo stara zrobi coś najlepiej jak potrafi, a my go wyśmiejemy lub stwierdzimy, że stać cię na więcej. Jest wtedy załamany, bo to było wszystko, na co było go stać.
  2. Następnym częstym błędem rodziców, jest pokazywanie dziecku, jacy to jesteśmy wspaniali i nieomylni. Opowieści w stylu ja w twoim wieku to….
  3. Wmawianie dziecku, że musi być najlepszy we wszystkim, mieć same piątki, bo inaczej do niczego nie dojdzie w życiu.

Dziecko tworzy w swoich oczach niedościgniony ideał rodziny, do której nie pasuje i nigdy im nie dorówna. W głowie powstaje myśl jestem gorszy, nie pasuje tu. To droga do niskiej samooceny. Od takiego dziecka często usłyszymy stwierdzenie: jestem głupi.

To już sygnał dla nas, że robimy coś nie tak i nasze dziecko ma problem z samoakceptacja.

Na całe szczęście bardzo łatwo ten proces odwrócić. Wystarczy tylko przepracować wstyd i lęk popracować z dzieckiem nad samoakceptacja i wszystko wraca do normy.

 

Pozdrawiam Wszystkich z Miłością

Aga

 

 

 

Bajka: Czym się różni Księżniczka od służącej?

Czym się różni Księżniczka od służącej?

Pewnego dnia służąca po pracy w domu rozpalała ognisko by potem przygotować strawę dla swojego męża, który wyruszył na polowanie z innymi rycerzami.

Gdy mąż wrócił okazało się, że nie przyniósł mięsa dzika, tylko małego zdechłego zająca. Dzień, jak co dzień zresztą. Służąca westchnęła tylko ciężko, jak mam z tego zrobić strawę dla tylu osób zapytała po cichu samą siebie?

Służąca, była rozczarowana, ale nie chcąc robić przykrości mężowi udała, że się cieszy. Oprawiła zająca wstawiła do gotującej wody i poszła po zbierać ziół i grzybów. Gdy je nazbierała poszła do księżniczki by wymienić je na trochę sadła i mięsa dzika. Tamta podziękowała za zioła, jagody i grzyby i poszła na wspólną zabawę.

Służąca dopiero teraz mogła dokończyć zupę by nakarmić wszystkich domowników, męża i dzieci i zabrać poczęstunek na wspólne ognisko. Maż przy tym siał opowieści, jaki on jest wspaniały, że zajmował się dziećmi, gdy ona chodziła po wsi.

Służącej było przykro, że mąż nie docenia jej starań by strawa była pożywna i smaczna.

Na wspólne ognisko kończące polowanie poszli wszyscy razem. Księżniczka była piękna i zbierała pochwały dotyczące jej urody i wdzięku.

Służąca nie miała nawet czasu umyć głowy po pracy i zbieraniu ziół, handlowaniu i robieniu pospiesznie pożywnej zupy.

Mąż opowiadał za to po raz setny jak kiedyś znalazł dzika i przyniósł go do domu, jaki był wielki ten dzik, jak on przy nim się prezentował, jakie miał nogi kopyta, jakie grube sadło, jakie duże serce w środku. A jego żona jak zwykle przygotowała ciągle ta samą zupkę, niczego nie potrafi zrobić dobrze. A on by to zjadł taki gulasz lub stek. Księżna to jest dopiero dobra gospodyni i do tego jeszcze jak wygląda, a moja to się nawet uczesać nie potrafi.

Służącej było przykro, bo brzmiało to tak jakby teraz przyniósł tego dzika, a było to 10 lat temu raz mu się zdarzyło. Przypadkiem na niego trafił, bo dzik miał siły i uciekał po tym jak dostał strzałą, padł za rzeczką i psy go nie wywęszyły. Taki dumny go przytargał, wszyscy we wsi go wtedy podziwiali. Służąca jego żona też pękała wtedy z dumy. Teraz za to, aby nikt nie widział, że płacze uciekła do lasu i zapłakała pod stara wierzbą.

Było jej strasznie przykro i wstyd za to, co maż o niej opowiadał, wolałaby się zapaść pod ziemię.

Nagle usłyszała głos!

Dlaczego płaczesz dobra duszyczko?

Rozejrzała się dokoła? Nikogo nie było? Tylko liście starej wierzby kołysały się na wietrze.

Usłyszała znowu pytanie:, Dlaczego płaczesz dobra duszyczko?

Dopiero teraz służąca się zorientowała, że to wierzba do niej mówi. To ty potrafisz mówić? Zdziwiła się służącą!

O! Ty też potrafisz? Zdziwiła się wierzba, a od 15 minut tylko chlipiesz i chlipiesz stwierdziła wierzba.

Oczywiście, że potrafię stwierdziła służąca.

To, dlaczego Cię tak dziwi, że i ja potrafię, mówię tylko nie każdy chce mnie usłyszeć.-Usłyszała w odpowiedzi od wierzby.

Nie odpowiedziałaś mi na pytanie dobra duszyczko.

Służącą opowiedziała, jaką maż jej sprawił przykrość na ognisku przy wszystkich ze wsi i jak jej jest z tego powodu wstyd. Czuje, ze jestem taka beznadziejna szczególnie przy tej księżniczce.

Wierzba pomyślała zaszumiała- teraz mi się przy pomniało, powiedziała, ze kiedyś na tej polanie była księżniczka, jak jeszcze była panienką, a ja byłam smuklejsza. O jak ja byłam wtedy wiotka i smukła zamyśliła się wierzba. Przyszedł wtedy do tej panienki pewien rycerz i przyniósł upolowane 4 dorodne zające. Panienka ta, się obruszyła i nie chciała nawet z nim rozmawiać.

-Co z Ciebie za rycerz? Jeśli nie potrafisz upolować dzika lub jelenia!-Powiedziała.

Złapała te zające i tłukła go po głowie, aż uciekł ze wstydu, a ta cisnęła tymi zającami za nim, strasznie krzyczała, jaki to z niego niedojda. Uśmiałam się wtedy w duchu do łez. A ona nie mogła wyjść z oburzenia jak mógł mieć czelność przyjść do niej z takim marnym łupem.

Późnym popołudniem wrócił z dorodnym jeleniem, opowiadał za to jak ciężko go było upolować, jak musiał po cichu skradać się w błocie, a potem tropić go przez wysokie krzewy, ile razy mu znikł z oczu, jak ciężko go było wypatrzeć, ale rycerz się nie poddał i w końcu udało mu się go upolować.

Ciągle opowiadał jak ciężko go było upolować, ile razy upadł, tracił nadzieje i na nowo się skradał.

Ani razu za to nie wspomniał, jaki ten jeleń był duży i dorodny, nie musiał tego opowiadać, bo go wszyscy widzieli u jego stóp.

 

A ty jak przywitałaś swojego rycerza, który przyszedł z marnym łupem?

Przywitałaś go jak księcia? Czy niedojdę?

Widzisz, jaka jest różnica miedzy twoja reakcją, a tej panienki, która stała się potem księżniczka.

Jesteście takie same, tylko reagujecie inaczej na te same wydarzenia.

To ty zdecydowałaś się na rolę służącej w swoim życiu, godzisz się na byleco Ci twój marny rycerz przyniesie. Po co ma się starać jak ty i tak będziesz zadowolona. On daje minimum wysiłku, a ty potem pracujesz za niego i za siebie.

Gdyby ta panienka, przyjęła tego rycerza za pierwszym razem, musiała by się na starać by wyżywić wszystkich gości, dodatkowo nazbierać ziół, grzybów by zrobić dobry gulasz. Ona wymagałaby przyniósł dzika lub jelenia, wtedy z łatwością zrobi strawę i będzie mogła cześć mięsa od sprzedać za grzyby i zioła. W tym czasie, gdy służące zbierały grzyby i zioła dla niej, ona miała czas by zadbać o siebie, wykapać się, ładnie ubrać. Wtedy wyróżniała się z tłumu, była wypoczęta.

Wyróżniała się, tylko, dlatego, ze potrafiła na wstępie określić swoje wymagania. Nie zadawalała się byle, czym.

Nie płacz, tylko zmień swoją reakcje na początku swojej historii, a wtedy jak pójdziesz inna drogą znajdziesz zupełnie inne zakończenie.

 

A ty, kim jesteś w swoim życiu drogi czytelniku Księżniczką czy służącą?

Jak powinna zachować się służąca na początku tej historii?

Czy teraz już wie, gdzie popełniała błąd, czy jutro zachowa się inaczej?

Czy dziś może zdecydować by już przestać być służącą?

 

 

Mąż pije i ciągle mnie krytykuje!

Ta opowieść to niemy krzyk rozpaczy zastraszonej, zdesperowanej, bezsilnej kobiety.

filharmonia 004

Wanda jest mamą dwójki dzieci i ma męża, który pije, ale ona docenia to, że z nią jest. Wanda pracuje na dwóch etatach by związać koniec z końcem. Mąż zarabia dorywczo od czasu do czasu, ciągle go nie ma w domu. Niby wychodzi do pracy wraca późno, często podpity tylko pieniędzy jakoś nie widać. Do Wandy ma ciągle pretensje, że okropnie wygląda, że dzieci niedopilnowane, że w domu brudno, że na obiad tylko zupa. Ciągle ja krytykuje, pokazuje palcem, co powinna zrobić lepiej. W domu w niczym jej nie pomaga, bo od tego jest kobieta. Wanda bardzo chce by ich dzieci miały pełną rodzinę, opowiada mi jak mąż ich bardzo Kocha. Wie o tym, bo często dzieciom to mówi, ale nic przy nich ani z nimi nie robi.

Jest jej ciężko, jest zła na męża, że nic nie robi w domu, że często przepija zarobione przez siebie pieniądze, a wtedy wyciąga jeszcze od niej na fajki i piwo. Nie interesuje go czy wystarczy dla dzieci na mleko i chleb. Dzieci ubiera tylko dzięki serdeczności sąsiadów, którzy oddaja jej rzeczy, z których ich dzieci wyrosły. Mąż, gdy przychodzi do domu wypity to strasznie marudzi, ale nie jest agresywny w stosunku do dzieci- opowiada.

Czy jesteś szczęśliwa? Pytam.

Jest Wandzie ciężko, jest przemęczona, zrezygnowana, często jest jej przykro i płacze z bezsilności.

Cieszy się, że ma dzieci i przystojnego męża, który ich Kocha. Zawsze tego chciała. Ale nie czuje się szczęśliwa. Wszystko wkoło, jej życie ją przerasta, nie ma siły wykrzesać z siebie energii.

Dzieci jej nie słuchają, buntują się, nie ma już do nich siły. Chciałaby, aby jej mąż przestał pić, by zaczął pracować normalnie na etacie i zaczął przynosić pensje do domu. Wtedy było by jej lżej. Teraz jest w potrzasku, przygnębiona, szara, zmęczona bez energii, radości życia.

Czy można to zmienić?

Co powinna zrobić Wanda?

Aby przejść z punktu A do B, najpierw musimy wiedzieć gdzie jesteśmy. Ta wiedza to punkt odniesienia, dzięki której wiemy, w którą stronę się udać by dojść tam gdzie chcemy.

Zanim zaczniemy rozwiązywać jakikolwiek problem.

Najpierw trzeba popatrzeć na siebie z boku.

Zanim odpowiem na wcześniej zadane pytania opowiem wam i Wandzie bajkę. To najlepszy sposób by popatrzeć na swoje życie z boku. Morał z niej jest odpowiedzią na wszystkie pytania.

Bajka nosi tytuł:, Czym różni się Księżniczka od służącej?

Bajkę wstawie w następnym poście.

Pozdrawiam wszystkich z miłością

Aga

 

Jak przyciągnąć do siebie miłość?

Jak przyciągnąć do siebie miłość? Taka prawdziwą!

cropped-urodziny-003.jpg

Jak odkryć, co to właściwie jest ta miłość jak ją poczuć? Jak znaleźć coś i poczuć, czego się nigdy nie miało?

Trafia do mnie na terapie Tereska. Pani, która świetnie zarabia, ale nie ma szczęścia do miłości. Rozpadł się właśnie kolejny jej związek, czuje się wykorzystana, zdradzona i oszukana. Jest w depresji z tego powodu. Partner naciągnął ją finansowo, żeby nie powiedzieć brutalnie, że okradł ją. Wcześniej ją oszukiwał i zdradzał, a ona ciągle mu wybaczała. Jest załamana, zastanawia się, co z nią jest nie tak?

Te problemy są dość powszechne. Dlatego postanowiłam podzielić się z Tobą drogi czytelniku, moimi przemyśleniami z sesji na ten temat. Mam nadzieję, że dzięki temu tak jak Tereska i ty przyciągniesz do siebie prawdziwą miłość.

Gdy nie wiemy, co to miłość zawsze powinniśmy się kierować szacunkiem. Tam gdzie nie ma szacunku tam też nie ma i miłości.

Żeby wzbudzić do siebie szacunek, najpierw trzeba uwolnić gniew. Bez tej emocji, bez przyzwolenia sobie na odczuwanie gniewu nie wzbudzimy szacunku u nikogo.

Akceptacja wszystkich emocji, które w nas powstają to dar i tylko od nas zależy, co z nim zrobimy. Wypierając jakąś emocje wypieramy cześć siebie. Nie zależnie, którą czy to gniew, smutek, czy miłość.

Miłość też bardzo mocno wypieramy. Jak to spytacie jak można wypierać się miłości?

Można, gdy nazywamy związek miłością i kończy się on rozczarowaniem. Wtedy miłość kojarzy nam się z bólem. Jesteśmy wstanie więcej zrobić by uniknąć bólu niż by nas spotkała radość. Często ból jest tak silny, że go wypieramy i zamykamy się na związki na relacje z innymi ludźmi z lęku przed rozczarowaniem.

Tak naprawdę nie miłość nas boli tylko to rozczarowanie.

U Tereski Lęk przed rozczarowaniem jest bardzo silny. Robimy sesje by pozbyć się leku i otworzyć na szacunek i miłość.

Rozczarowanie jest bardzo silna emocja budząca lek. Wywodzi się z oczekiwań i życiem w przyszłości a nie tu i teraz. To miejsce, w którym coś sobie wyobrażamy, czyli przyszłość powoduje rozczarowanie. Bo wpływ mamy tylko na teraźniejszość. Związek oparty na takich mrzonkach nie ma nic wspólnego z miłością. Mrzonka zawsze się będzie kończyć rozczarowaniem.

Wtedy najczęściej jedna ze stron marzy, żyje iluzja i mówi się, że jest zakochana. Tak naprawdę to zauroczenie, które sama sobie wymyśliła, nawet nie widzi, jaki obiekt jej westchnień jest naprawdę. Zakochuje się w wyobrażeniu o danej osobie. Mówimy wtedy, że taka osoba jest zakochana bez wzajemności. Taka postawa nie ma nic wspólnego z miłością.

Taki związek zawsze się będzie kończył rozczarowaniem.

Tam gdzie jest miłość jest szacunek i nie ma oczekiwań, co do drugiej osoby.

Jak to mam od partnera nic nie oczekiwać? -Spytała mnie Tereska.

To oczekiwanie, że osoba będzie się zachowywała w stosunku do nas w konkretny sposób zabija szacunek i miłość, a na koniec rodzi rozczarowanie. A nie miłość sama w sobie. Miłość jest czysta szlachetna.  Jeśli chcesz kochać to nie oczekuj. Musisz mieć radość w oku i w sercu z przebywania z daną osobą tu i teraz bez oczekiwań.

Jak jesteś z kimś i wyobrażasz sobie, jaki będzie was dom, wasze dzieci, jak wejdziesz ze swoim ukochanym do koleżanek a on będzie elegancko ubrany, jakie na nich zrobi wrażenie – to są mrzonki. To twoje oczekiwanie, co do tej osoby.

Jeśli chcesz spotkać prawdziwa miłość to żyj chwila obecna tu i tera i nie oczekuj.

Nie wierze w taką miłość? Stwierdza Tereska.

A w jaką miłość wierzysz? Pytam. Pada prosta odpowiedź: W miłość matki do dziecka wierze.

Czy jak dziecko przychodzi na świat to oczekujesz od niego ze będzie się zachowywało w odpowiedni sposób?

Będzie ładnie spało jadło i robiło wrażenie na dziadkach i koleżankach. Czy jak zachowuje się inaczej? Płacze po nocach, nie chce jeść ma kolki, a jak przyszli dziadkowie to ulała na nowy garnitur dziadka, to przestaniesz je kochać.

No nie?

To, dlaczego wobec mężczyzn postępujesz inaczej?

To działa tak samo.

Zastanów się jak twoje dziecko zacznie chodzić do szkoły to mu mówisz masz mieć same piątki i być najlepszym sportowcem, bo inaczej nie będę cię kochać?

Czy dziecko, któremu tak postanowiono wymagania, po nieudanej klasówce czy zawodach będzie chciało wrócić do takiego domu?

Czy raczej wolałoby zapaść się po ziemie i uciec gdzie pieprz rośnie?

Przez oczekiwania zabijamy w dziecku jego wewnętrzna wartość, przy pierwszych niepowodzeniach będzie czuło, że jest nikim.

Czy raczej pomagasz mu w problemach i jesteś wsparciem, bo kochasz go za to, że jest. Chcesz by twój dom był dla niego ostoja bezpieczeństwa i miłości, by szedł w świat i się realizował, by niepowodzenie traktował jak przeszkodę do celu, by spełniał marzenia. Jego szczęście jest twoim szczęściem.  Kochasz go za to, że jest, a nie za to by spełniał twoje oczekiwania. Oczekiwania zabijają radość, szacunek do samego siebie i miłość.

Co do mężczyzn powinno być tak samo. Powinnaś widzieć go takim, jaki jest, z jego wadami, a i tak go kochać mimo jego wad. Najpierw musisz zauważyć wady tej osoby i sprawdzić czy mimo nich i tak przy nim możesz przeżywać radość. Dziecko pomimo swoich wad wywołuje w nas radość: jest spontaniczne szczere, przez co wywołuje w nas radość. Mimo całego naszego zmęczenia czujesz radość, gdy i ono się cieszy. To jest kolejna oznaka miłości radość.

Szacunek, brak oczekiwania i radość.

Będąc z daną osoba powinniśmy czuć radość w oku i sercu, będąc sobą nikogo nie udając. Nie możesz starać się być inna niż jesteś, masz być sobą jak przy swoim dziecku. Jeśli facet chce odejść niech idzie, jeśli nie czuł radości w oku i sercu będąc z tobą. Niech idzie szkoda czasu dla niego.

Ty w tym czasie się zastanów jak możesz sprawić radość sobie. Co lubisz robić? Jak lubisz jeść salami to jedz salami, jak lubisz jeździć na rowerze to zrób to. Bądź szczera sama ze sobą. Musisz nauczyć się żyć dla siebie. Spotykać ludzi nic od nich nie oczekując, skup się na tym czy było fajnie, co ci sprawiło radość, gdy byłaś z ta osoba. Rozmowa, wspólne jedzenie, jazda na rowerem, czy wspólne gotowanie. Przezywaj chwile i pozwól jej odejść. Gdy osoba odejdzie, a też czuła radość w oku i sercu, to zatęskni i sama będzie chciała się z Toba jeszcze raz spotkać. Nie zmieniaj swoich planów pod dana osobę, nie warto. Miej szacunek do siebie i do swojego czasu. Zaproponuj pierwszy wolny termin albo się zgodzi albo nie. Gdy komuś zależy na tobie to poczeka. Nie oczekuj by osoba zachowywała się w konkretny sposób tylko wczuj się jak się przy niej czujesz czy się spinasz, czy jesteś sobą, czy udajesz kogoś innego.

Gdy nie jesteś sobą, to znaczy ze grasz i udajesz kogoś, kim nie jesteś. Wtedy przyciągasz osobę, która dokładnie robi to samo. Przyciągniesz pozoranta. To zawsze się kończy rozczarowaniem.

Wiec bądź sobą, mężczyzna musi Cię zaakceptować jak dziecko z wszystkimi twoimi wadami. Dziecko Kocha cię nie zależnie ile warzysz, czy jak się ubierasz, czy masz makijaż czy nie. Kocha cię za to ze jesteś sobą ze nikogo nie udajesz. Ze związkami z druga osoba jest tak samo. Najpierw musisz być szczera i prawdziwa dla siebie, pokochać siebie, jaka jesteś naprawdę. Szanować siebie i swój czas. Sprawiać sobie radość w drobnych rzeczach, na co dzień i cieszyć się z tego jak dziecko – zasługujesz.

Gdy lubisz dostawać kwiaty kup je sobie, jak wolisz dostawać je od kogoś z dedykacja, że jesteś wspaniała wyślij je sobie pocztą kwiatowa. Nie oczekuj ze ktoś będzie spełniał twoje życzenia, sama zacznij je spełniać, chociaż te drobne i ciesz się z tego. Zycie masz tylko jedno –zasługujesz na to. Gdy lubisz pic kawę w kawiarni to umów się z koleżanką na tą kawę. Nie czekaj aż ktoś zacznie zgadywać i spełniać twoje życzenia – ty jesteś od tego i tylko ty wiesz, czego naprawdę potrzebujesz. Zadbaj o sienie i zacznij się uszczęśliwiać. Bądź wdzięczna za każdą przyjemność, którą sobie spełniasz. Naucz się dbać o siebie. Radość zawsze przyciąga miłość.

Zobaczysz siebie oczami twojego dziecka. A szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko.

Wtedy inni tez będą ciebie tak spostrzegać.

Tak zarobiliśmy sesje na: Jak pokochać siebie?

Gdy mamy zablokowaną miłość te ćwiczenia są bardzo trudne do realizacji. Dopiero podczas sesji widać, jakie blokady trzeba przezwyciężyć. Ale warto.

Tereska pracowała nad sobą, nad miłością i radością do siebie i odkryła siebie na nowo. Tak w momencie, gdy niczego nie oczekiwała, tylko cieszyła się chwilą przyciągnęła do siebie idealnego partnera i są ze sobą do dziś.

Zadziwiające jak często zablokowani jesteśmy na miłość. To dla mnie wtedy było nowe doświadczenie, jak boimy się miłości. Uświadomiłam sobie że nie tylko nad tymi tzw „złymi emocjami musimy pracować, ale także uczyć się otwierać na te „ dobre”. Kierujmy się szacunkiem i radością.

Pamiętajmy: Tam gdzie nie ma szacunku tam nie ma miłości. Radość przyciąga miłość.

Dopiero jak będziemy czuć radość w oku i w sercu nasze serce będzie gotowe na przyjęcie miłości.

Niech was Bóg pobłogosławi Boska Miłością, by każdy z nas mógł się otworzyć na szacunek i miłość do siebie, a następnie na cały świat.

Tego wszystkim życzę

Aga.

 

 

Nie wolno mi!

komunia 189

 

 

„ Zatem co jest prawdziwą przyczyną uzależnienia? Zacznijmy od tego, co nią nie jest. Źródłem problemu nie jest z całą pewnością to, co sugerują metody konwencjonalne, czyli:

– Nie jest to zły nawyk.

– Nie jest to czynnik dziedziczny.

– Nie jest to spowodowane degeneratywnym środowiskiem rodzinnym

– Nie jest to słaba konstrukcja psychiczna uzależnionego.

– Nie jest to brak silnej woli. „ Autor   –  GARY CRAIG

Od lat  stosując    Terapie  Emocjonalne,  Radykalne Wybaczanie, Kod Uzdrawiania, oraz   Potęgę Teraźniejszości dowiodły  mnie,  że prawdziwą przyczyną uzależnienia jest nawarstwiający ból, z którym nie można sobie poradzić,   i aby serce nie pękło  podświadomość  znajduje wentyl bezpieczeństwa, u mnie tym wentylem bezpieczeństwa  było uzależnienie radości od drugiej bliskiej osoby.

Moje życie wbrew pozorom, było pasmem udręk i bólu. W młodym wieku trzęsły mi się ręce jak galareta, od dziecka  odczuwałam bóle kręgosłupa, dolegliwości wątrobowe i sercowe.

Rodzice chodzili ze mną do lekarzy, ale nikt nie kojarzył tego, że dźwigam na sobie wielki ciężar emocjonalny, a problemy wątrobowe wynikają z braku żałowania siebie.

Prawie od zawsze  żałowałam wszystkich wokół siebie, poza sobą. Jak wyczerpał się zasób uczuć, to zostawała  tylko gorycz w postaci zbierającej się żółci i syndrom uzależnienia psychicznego, aby serce z powodu braku żalu   nie pękło.

Przez całe długie życie nie zdawałam sobie sprawy, że moja podświadomość zabrania mi wszystkiego, co sprawia mi przyjemność i radość, mogę cieszyć się tylko tym, co sprawia przyjemność i radość moim bliskim. Niestety, to za mało aby móc czerpać radość z życia, przecież co moim bliskim sprawia radość, mnie niekoniecznie musiało to cieszyć i odwrotnie.

Źródłem pierwotnym   uzależnienia radości  było przekonanie; „Jestem od innych gorsza i na radość nie zasługuję”

Mając trzy latka czułam do siebie pogardę i nienawidziłam siebie za sprawą moich Rodziców. We wczesnym dzieciństwie nie karcono mnie biciem, tylko moje złe zachowanie było pogardliwie z uśmiechem wytykane, była to dla mnie wyjątkowo bolesna krytyka, o wiele gorsza od bicia. Moi koledzy z podwórka  otrzymywali co prawda pasy na tyłek, ale później ich ojciec, czasem matka bardzo chwaliła, a co gorsza moja mama też ich chwaliła, a nawet ich złe zachowanie usprawiedliwiała.  Ja nie otrzymywałam pasów, ale i też nigdy mnie nie chwalono, więc uznałam, że ja  nie  zasługuję. Było mi bardzo żal moich kolegów na podwórku, że są tacy wspaniali, a mimo to otrzymywali na tyłek pasy. Rodziców żałowałam, że ciężko pracują dla mnie, a ja jestem taka niedobra,  starszego kuzyna żałowałam, chociaż mnie bił, ale był biedny, bo sierotą, młodsze rodzeństwo żałowałam, że są mali i słabi.

Przez ich żałowanie pozwalałam im cieszyć się z tego, że mnie coś mojego cennego zniszczyli, że mnie popychali i szturchali  i kłamali skarżąc, że to moja wina. Ja nigdy na nikogo nie skarżyłam, bo to było złe, ale tylko w jedną stronę. Dla mnie ja byłam nieważna,  dbałam tylko o zadowolenie innych.

Moi Rodzice nie zdawali sobie sprawy, że programowany mam syndrom uzależnienia psychicznego. Często słyszałam nawet już jako dorosła, że moje rodzeństwo bardziej kochało mnie, niż ja ich, wynikało to z tego, że tylko oni na mnie skarżyli, nieważne, że kłamali, często powtarzane kłamstwo stało się prawdą, przynajmniej dla moich Rodziców i dla Rodzeństwa.

Bardzo mnie to wszystko bolało i aby uśmierzyć ból, moja podświadomość dała mi możliwość czerpania radości tylko  uzależniając od bliskich osób co było jednoznaczne stop!!!!!  – dla czerpania  radości ze  swojego życia.

Tak się stało, że nim skończyłam 5 lat, miałam zablokowany syndrom uzależnienia psychicznego i zablokowaną radość .

W dorosłym późniejszym życiu walczyłam o swoją radość i przyjemność wpędzając się w wewnętrzny konflikt, między podświadomością a świadomością.   Jak pisze Bruce Lipton, że każdy konflikt stwarza wewnętrzny stres, który nas zabija, a tam gdzie jest wewnętrzny konflikt, podświadomość zawsze wygrywa i tak też było w moim przypadku.

Po terapii w moim życiu bardzo dużo się zmieniło, zaczynam coraz więcej robić to, co sprawia mi przyjemność, podróżuję w miłym towarzystwie,  a moje dzieci i mąż coraz częściej zaskakują mnie miłymi gestami sprawiające mi radość.

Ważne, że nie oczekuję w kolejkach do lekarzy i nie truję się receptowymi lekarstwami pochłaniające całą  emeryturę.

Moje życie w widoczny sposób zmieniło się na lepsze, co nie znaczy, że już nic mnie nie doskwiera, mam jeszcze sporo bolączek do odblokowania, ale mam świadomość, że wszystko jest w nas i naprawdę bardzo wiele od nas samych zależy.

Wszystkim serdecznie życzę sukcesów na drodze zdrowia i czerpania z życia jak najwięcej radości.

Irena

 

Bo ja go kocham

stock-photo-sad-couple-after-argument-or-breakup-sitting-on-a-sofa-in-the-living-room-in-a-house-indoor-with-a-603273806kwiaty 2016 022morze 001

 

Sesja2, z Matką chłopca który miał poczucie winy – uwolnij gniew, to odzyskasz szacunek do siebie i swoje życie.

Matka ma stłumiony gniew, nawet mówi szeptem. Nigdy się na nikogo nie gniewa, zawsze jest uległa i ugodowa. Nikt, nawet  jej matka nie okazuje  szacunku.

Jak mamy stłumiony gniew, to zamykamy się na miłość. Gdy nie mamy dobrych wzorców z domu często nazywamy miłością to co nią nie jest. Jeśli do tego mamy niskie poczucie własnej wartości to najczęściej stajemy się ofiarami przemocy domowej.

Tereska miała agresywnego ojca, który ich zostawił gdy była mała. Brzydziła się agresji i przemocy. Zawsze była posłusznym i uległym dzieckiem. Matka i tak wiecznie była z niej niezadowolona.

Cicha, wyciszona, posłuszna. Gdy spotkała Tomka, który dobrze zarabiał podobał się Mamie, był jedyną osobą z którą mogła pójść na randkę. Tomasz akceptował ją taką jaka jest, cichą, uległą i  chciał z nią być. Wydawało się jej,  że on  jest najcudowniejszą  osobą na świecie, że jak zabierze ją od matki,  która była zimna,  wyrachowana i nigdy nie okazywała żadnych uczuć Teresce,  to z nim razem  będą żyć jak w bajce.

Tomasz nie lubił jak się mu sprzeciwiała, wpadał wtedy w złość, był bardzo o nią zazdrosny, nigdzie nie pozwalał jej chodzić. Jak wychodziła do pracy to też były awantury, że na pewno tam z kimś się spotyka. Więc po ślubie zrezygnowała z pracy, przestała spotykać się z przyjaciółkami,  bo one nastawiają ja przeciwko Tomaszowi.

Przychodziła do nich tylko mama która i tak zawsze stawała po stronie Tomasza. Tereska nie miała prawa głosu, nie mogła powiesić nawet firanek bez zgody męża bo była awantura. Gdy przestała pracować,  zaczął dodatkowo kontrolować i wyliczać jej wydatki. Źle się ubierała, źle gotowała  i z byle powodu była awantura,  z czasem zaczęło dochodzić do rękoczynów. Gdy uderzył ją po raz pierwszy i poskarżyła się mamie ta stanęła po stronie męża twierdząc,  że ma racje bo tej tylko łajdactwo w głowie. Chciała wtedy wyjść na wieczór panieński przyjaciółki. Nie docenia męża i jest nie wdzięczna, jak będzie tak dalej robić to się nie zdziwi że ja Mąż zostawi.

I to się nazywa Miłością, taka dobrana z nich para. Tak mocno ją mąż kocha dlatego jest taki zazdrosny.

Diagnoza: Tereska ma brak poczucia własnej godności i stłumiony gniew.

Pracujemy z gniewem. Tak by pokonać gniew w sobie.

Gniew jest kluczem do szacunku. Jeśli nie wiemy co to jest miłość zawsze powinniśmy iść w stronę szacunku. Powinniśmy zadać sobie pytanie: czy druga strona mnie szanuje? Jeśli odpowiedź jest negatywna, to znaczy, że związek zbudowany jest na relacji psychopata ofiara. Jedna ze stron jest wampirem energetycznym i żyje kosztem drugiej osoby. Ofiara ma tak niskie poczucie wartości że zazwyczaj cieszy się,  że  chce z nią ktoś być – to nazywa się: „bo ja go kocham”. To nie ma nic wspólnego z miłością.

Tam gdzie nie ma szacunku, to nie ma też miłości.

Czy mąż mnie szanuje? Nie. To nie jest miłość.

Czy kocham siebie? Co to znaczy? Nie wiesz? Zadaj sobie pytanie czy siebie szanujesz? Czy szanujesz swoje ciało? Czy robisz posiłki które będą zdrowe dla twojego ciała? Czy jesz je w spokoju? Tak by dostarczyć organizmowi najważniejsze substancje odżywcze. Czy dbasz o wszystkich domowników, a nic nie robisz dla siebie? Ile czasu poświeciłaś dziś dla siebie, dla swojego ciała? Czy wymagasz od innych szacunku dla siebie?

Co zrobić by wzbudzić w sobie szacunek i miłość do siebie? By zaakceptować sytuacje jaką stworzyłam i pokochać się za to jaka jestem. By pokochać siebie za emocje które są we mnie.

Przeprowadzamy sesje. Na gniew, na szacunek do samej siebie. Tereska ma problem z okazywaniem gniewu, jakby nie miała tej emocji w sobie. Jakby to było cos strasznego.

Ćwiczymy razem z dzieckiem, bawimy się wykonując ćwiczenia. Na koniec wszyscy spontanicznie się śmieją jest to bardzo oczyszczające.

Koniec sesji 2.

Tereska wyzwoliła w sobie gniew. Wykonywała ćwiczenia sumiennie w domu.

Zadzwoniła do mnie już tego samego wieczoru i powiedziała ze mąż pierwszy raz zapytał ją o zdanie i zaczął się liczyć z jej zdaniem. Zaczęła szukać pracy. Dość szybko ją znalazła uruchomiła stare kontakty. Odnowiła stare przyjaźnie. Znalazła mieszkanie i postanowiła się wyprowadzić się od męża. Wstąpiła w nią determinacja o która nawet się nie podejrzewała, przestała się bać męża. Wystąpiła o rozwód.

Pozdrawiam z Miłością

Aga

 

Ślepa wiara zabija

sycylia-etna-226 sycylia-etna-074

 

Ja w to nie wierzę. Czyli czy chory musi wierzyć w wyleczenie!

Byłam świadkiem spotkania Pani Doktor, która ma Tatę chorego na raka z moją Mamą. Pani Dorota ma męża, który też jest lekarzem i był obecny na spotkaniu. Ogólnie beznadziejny przypadek bezmyślnego wierzenia w medycynę konwencjonalną.

Przyjechali spotkali się z Mamą. Przejrzeli wyniki badań Mamy. Pokiwali z niedowierzaniem głowami.

Zaczęliśmy rozmawiać o terapii emocjonalnej. Usłyszeliśmy: wie Pani problem w tym, że my jesteśmy lekarzami i JA W TO NIE WIERZE!!!

Bardziej interesowało ją, co mama jadła, co robiłaby przejść przez chemie, by mieć siłę na następną niż właściwe leczenie.

Wcale mnie to nie zdziwiło, bardzo często zwraca się do mnie lub do Mamy rodzina chorego. Zaznaczam, że rodzina, a nie sam chory. Proszą o pomoc. Ale tak naprawdę są ciekawi jak to wyglądało, co stosowaliśmy. Wszyscy pytają o zastrzyki, tabletki, zioła. Coś, co można podać choremu by go wyleczyć.

Byle nic od chorego nie wymagać. By on sam nie musiał nic dać wysiłku od siebie. Bo on jest chory, zmęczony, jest zły, ma depresje i na pewno nie będzie chciał.

Najczęściej nawet nie spotykamy się z tym chorym by mu nie zaszkodzić, by go nie denerwować. Wiec jakieś emocje okazuje rodzinie, skoro boją się jego reakcji. Bo wie Pani praca nad sobą, rozmowa o emocjach to nie dla niego. Lekarz zabronił. Oni już mają inną terapie. Zioła, zastrzyki, chemie, naświetlania i spróbują najpierw tamtego. On w takie terapie nie wierzy. Model, który się powtarza za każdym razem.

A w naświetlania, chemie wierzy? Ile osób, bo takim leczeniu przeżyło, które zna i którym jakość życia nie spadła. Ja ani jednej.

Przejrzałam Internet i z bólem serca stwierdzam, że nic przez tą dekadę się nie zmieniło.

Statystyki są nieubłagane, jeśli chodzi o raka płuc.

Więc dlaczego ci ludzie zawsze wolą iść w stronę śmierci, zamiast spróbować czegoś nowego. Czegoś, co się sprawdziło już na choćby jednym przypadku. Tym bardziej, że to leczenie nie wymaga rezygnacji z leczenia konwencjonalnego, można te terapie stosować jednocześnie. Czy jakość życia po tym leczeniu zmienia się? – nie, może jedynie ulec poprawie. Lecz czy tą decyzje podejmuje chory, czy jego rodzina? Skoro nawet z tym chorym nie rozmawiałam. Tego nie wiem.

Pani Dorota, powiedziała Mamie, że to niesamowite, że Ona żyje po takiej diagnozie i rozpoznaniu tego typu raka. Z niedowierzaniem patrzyła na wyniki z przed lat. To jak wygrana szóstka w Totolotka, że u Mamy zaszła taka remisja i nie ma przez tyle lat wznowy – powiedziała. Ale nie wie, dlaczego trafiło właśnie na mamę. Ale ona w to leczenie nie wierzy. Przeglądali te wyniki jakby nie wierzyli w to, co mama pisze na blogu, musieli sprawdzić osobiście. Cmokali z niedowierzaniem – to cud usłyszeliśmy.

To nie pierwsza osoba, która nam to mówi. Generalnie wszystkie kontakty z rodzina chorego tak się kończą. Naprawdę sporadyczne przypadki poddały się terapii. Ja pracuje i stosuje Terapie emocjonalna w każdym przypadku. Przy uzależnieniach, depresjach, agresji w domu, przy problemach zdrowotnych dzieci. W każdym z tych przypadków terapia działa. Ale ci ludzie chcą spróbować tej terapii. A chorzy na raka nie. Nawet nie chcą spróbować.

Zastanawiam się, dlaczego? Bo nie wierzą?

Przypomniała mi się terapia mamy, ja też wtedy nie wierzyłam w powodzenie leczenia. Nie tylko tej terapii. Ogólnie nie wierzyłam, że Mama z tego wyjdzie.

Jeżeli lekarz nie daje ci nadziei, leczenie to kwestia przedłużenia życia o tygodnie byśmy zdążyli załatwić sprawy spadkowe. To jak wierzyć w powodzenie leczenia. Ale nadzieja umiera ostatnia.

Pani Dorota pytała, co robiliśmy innego, o szczegóły z Mamy życia.

Uświadomiłam sobie, że wszystko robiliśmy inaczej. Nie wierząc w powodzenie leczenia. Stosowaliśmy wszystko, o czym usłyszeliśmy na raz, bo a nuż to akurat zadziała. Nie wybieraliśmy miedzy terapiami, bo to nie wesołe miasteczko. To jak z szukaniem pracy nie decydujesz się na jednego pracodawcę i tylko tam wysyłasz CV licząc na cud. Raczej wysyłasz do wszystkich, których znajdziesz a odpowiadają twoim kwalifikacja, to zwiększa szanse na powodzenie.

Dlaczego chorzy na raka tego nie robią? – to tak jakby chcieli umrzeć. Nie, bo ja już stosuje jakąś tam terapie. A w tą nie wierze. Nie wiara uzdrawia człowieka, choć na pewno pomaga. Nie musimy wierzyć w terapie by na nas zadziałała. Uświadomiłam sobie, że my zaczynając terapie tez nie wierzyliśmy, że ona pomorze. Ja chciałam by mama się uspokoiła, wyciszyła by nie bała się śmierci, była bardziej w zgodzie sama ze sobą. To był główny powód, dla którego zaczęliśmy stosować terapie emocjonalną.

To, że moja Mama dzięki temu wyszła obronna ręką z tego raka, to tylko efekt uboczny leczenia, w który kompletnie nie wierzyliśmy.

Do tego stopnia, że nawet jak wyniki były dobre, sami lekarze nie mogli uwierzyć, że rak się cofnął. Panicznie baliśmy się remisji i powrotu choroby. Drugie z tarcie polegało na pozbyciu się leku przed wznową. Paniczny strach przed odebraniem wyników leczenia i otwarciem koperty. Niechęć do przebadania się: tomografii komputerowej, świadomość, że przy w wznowie nie maja lekarze już nic nam do zaoferowania. Lęk, paniczny lęk, – którego trzeba było się pozbyć. To drugie starcie nawet było gorsze od pierwszego. Praca na emocjach samym z sobą nie jest łatwa. To ciężka praca.

Praca nad sobą wymaga samodyscypliny. Trener jest potrzebny by wyznaczać terminy i mobilizować nas do działania, bo zrobimy wszystko i wymyślimy tysiąc powodów by tego nie robić. My (ja z Mamą) mówimy wtedy, że nasze EGO się broni przed zmiana, ale oznacza to też, że jesteśmy blisko celu. Tym bardziej powinniśmy to zrobić. Ta wewnętrzna walka odbywa się tylko w naszej głowie. Nie musimy nigdzie chodzić, nawet wstawać z łózka. Jeśli będziemy zbyt zmęczeni najwyżej zaśniemy, po przebudzeniu trener wznowi terapie. Najwyżej zamiast jednego podejścia będzie kilka. Będzie trwało to kilka dni, aż dotrzemy do celu. Ale nagrodą jest lepsza, jakość naszego życia, w przypadku raka nasze życie, więc warto.

Po skończonej terapii wstępuje w chorego energia, jest silniejszy wstępują w niego nowe siły, o których nawet siebie nie podejrzewał. Wtedy ma ochotę na więcej. Dopiero po czasie zauważamy efekty leczenia. Ja za każdym razem się dziwie, że działa, że aż tak. Przecież teraz już wiem, że działa, ale i tak mnie to zadziwia, że aż tak. Jesteśmy zdolni do samo leczenia. Jak wpływa to na nasz wygląd, zdrowie?- Stajemy się młodsi i zdrowsi.

Przypomniałam sobie Mamę z tamtego okresu: z bólami kręgosłupa, leżącą na desce, ból nie pozwalał jej spać. Jeździliśmy po kręgarzach. Zwyrodnienia ucisk na kręgosłup można tylko zmniejszać ból, stosować tabletki, spać na twardym podłożu by nie powiększać zwyrodnienia. To było ponad 10 lat temu. Przecież zwyrodnienia się nie cofają. Teraz mam już nie pamięta nawet, że miała takie problemy z kręgosłupem. Śpi normalnie, dodatkowo jeździ na wycieczki autokarem siedząc w nim po 20 godzin. Po 20 godzin sama nie wierzy, że można tyle wysiedzieć. Nogi spuchnięte od siedzenia, a kręgosłup nie boli. Jest coraz starsza, a nie młodsza. Czy to możliwe by cofnąć zwyrodnienia? By polepszyć, jakość swojego życia bez operacji na kręgosłupie? Pracując nad sobą i stosując samoleczenie -tak. W innym przypadku było by tylko gorzej.

Dodatkowo mama miała stwierdzone alergie, łzawiły jej oczy, puchły nogi, miała zmiany skórne. Duszności, nie mogła złapać tchu. Już nie dusi ja przy koszeniu trawy. Nie ma problemów skórnych, gdy pylą drzewa nie kicha, nie łzawią jej oczy. Przede wszystkim nie łyka garści tabletek na alergie i nie nosi przy sobie inhalatora, który przy ataku pozwalał złapać oddech. Dzień zaczynał się od tabletek i kończył na tabletkach. Czy można wyleczyć się z alergii? Teraz nie bierze żadnych tabletek, już nie pamięta, że kiedyś stosowała inhalator. Wychodzi na dwór i wdycha zapachy trawy i wszystkiego wokół. Stosując tylko samo leczenie – tak to jest możliwe.

Czy pracując nad sobą stosując terapie wierzyła ze wyleczy te choroby? Nie. Nawet o tym nie myślała. Chodziło o pogodzenie się ze sobą, o wewnętrzna harmonie. By iść w stronę miłości, radości szczęścia.

Chory musi chcieć coś zrobić ze swoim życie. Musi chcieć się leczyć. Teraz dopiero w zderzeniu z rodzinami chorych na raka, doceniam ogrom determinacji Mamy by wyzdrowieć, by coś zmienić w swoim życiu. Widzę jak dużo musiało ja to kosztować i jestem z niej dumna, że potrafiła tego dokonać.

To nie wiary potrzebuję chory, tylko determinacji do zmian w swoim życiu. Chęci by pogodzić się przed śmiercią z rodzina, Bogiem i samym sobą. Wyleczenie to tylko efekt uboczny tego pogodzenia. Nawet, jeśli miałoby nie dojść do wyleczenia, to i tak warto. Tego właśnie wam życzę.

Nie wiary, tylko DETERNIMACJI DO ZMANY, bo to determinacja jest początkiem wyleczenia. Tylko, że nie można podać jej choremu w tabletkach.

Pozdrawiam

Aga córka Ireny

Poczucie winny – emocja która nas toczy niczym rak.

Poczucie winy –emocja która nas toczy niczym rak.

chodowla rak

 

Gdy nosimy ze sobą poczucie winy ściągamy na siebie nieszczęścia, hodujemy jakąś chorobę która wyjdzie na jaw za kilka lat – hodujemy  być może raka. Poczucie winy – jest obezwładniającą emocją, odbiera nam chęci do jakiegokolwiek działania. Najczęściej towarzyszy jej lęk, wstyd by nikt się o tym nie dowiedział.

Łatwiej mi będzie to opisać na przykładzie:

Jest u mnie na terapii Kobieta lat 35 , ma problemy z dzieckiem. Dziecko lat 8, jest agresywne wycofane, często zamyka się w sobie ma problemy w szkole, nie słucha się Mamy, buntuje. Często ja wyzywa. Słucha się tylko męża wtedy się izoluje siedzi w pokoju. Często robi sobie krzywdę wali głowa w ścianę, drapie się do krwi. Matka boi się że się zacznie ciąć żyletką. Mąż uważa że to wina złego wychowania kobiety, bo go całymi dniami nie ma w domu. Uważa, że źle się nim zajmuje. Nie wyraził zgody na wizytę u psychologa. Uważa że, to wina żony powinna lepiej się nim zajmować. Matka jest zrozpaczona. Dowiedziała się od koleżanki że mogę pomóc. Przyjechali na terapie. Dziecko przyjechało bo mama mu kazała, jest obrażony i niechętnie odpowiada na pytania.

Przeprowadziłam terapie na dziecku: wynikło z terapii że w domu stosowana jest przemoc psychiczna i fizyczna. Ojciec bije i terroryzuje mamę. Nie wiem czy też chłopca bo o tym nie mówi. Pozwalam opowiedzieć mu to z jego perspektywy. Dziecko widzi przemoc w domu, myśli że jest zły i to przez niego tak się dzieje. Wstydzi się matki, myśli że to co ojciec o niej mówi: że jest beznadziejna i do niczego się nie nadaje to prawda. Kocha mamę i jednocześnie się jej wstydzi nie chce być taka beznadziejna jak ona, chce być taki jak Ojciec i jednocześnie nie chce. Boi się go i go nienawidzi. Wiec nienawidzi siebie. Wolał  by go nie było jest beznadziejny i wszystko to jego wina.

Przeprowadzamy terapie na: to nie moja wina.

Chłopiec niechętnie współpracuje, pracuje tylko z nim bez mamy. Wykonuje polecenia jest szczery i nie okazuje emocji, jakby nie miał uczuć. W końcu się otwiera i zaczyna strasznie płakać. Uwalnia tłumione łzy. Płacz zawsze jest oczyszczający. Przytulam go do siebie i płaczemy razem. Nad jego losem nad sytuacja. Daje mu przyzwolenie na płacz na bycie sobą. W dalszej części terapii przerzucamy odpowiedzialność na rodziców.

Poczucie winy jest zawsze braniem odpowiedzialności za kogoś. Już nic nie muszę. Już mam prawo, być sobą. To oprawca powinien się wstydzić za swoje czyny, a nie ofiara za niego. Jak wina to i kara. Jeśli czujemy się winni za jakąś sytuacje zawsze spotka nas za to kara, przewrócimy się, poparzymy, taka typowa niezdara co zawsze cos niechcący sobie zrobi. To osoba z ogromnym poczuciem winy.

Osoby które się samo okaleczają nienawidzą siebie i otoczenia, maja ogromne poczucie winy. Sami wymierzają sobie kare, za to że są źli, że nie pasują do społeczeństwa. Po samookaleczeniu czują się choć na chwile lepiej. To tylko chwilowa ulga. Jeśli się w porę nie zareaguje, taka osoba może w paść w depresje i doprowadzić siebie nawet do samobójstwa. Czuje się nic nie warta i przytłacza ja ogromne poczucie winy. Tak było też w tym przypadku. Czasami następuje wyparcie poczucia winy, wtedy nasza podświadomość wymazuje zdarzenia które wywołały poczucie winy przechodzą one w przekonania. Takie wyparte uczucia zawsze są początkiem choroby, która może ujawnić się po latach.

Dzięki terapii pozbyliśmy się poczucia winy. Chłopcu wyraźnie ulżyło. Nad zbudowaniem szacunku do samego siebie i zbudowaniu wewnętrznej wartości będziemy musieli jeszcze popracować.

Chłopiec po terapii poszedł się bawić na dwór z moimi dziećmi.

Omówiłam problem z Matką, ze względu na powagę sytuacji umówiłam się z Nią na osobną  sesje. By pomóc dziecku najpierw musi pomóc sobie. Dzieci są nierozerwalnie związane matką do 14 roku życia jej emocje przeżycia są odbiciem w zachowaniu dziecka.

Dziecko po sesji się zmieniło już po pierwszej sesji przestało się okaleczać.

Poczucie winy – jest obezwładniającą emocją, odbiera nam chęci do jakiegokolwiek działania. Najczęściej towarzyszy jej lęk, wstyd by nikt się o tym nie dowiedział.

Gdy nosimy ze sobą poczucie winy ściągamy na siebie nieszczęścia, hodujemy jakąś chorobę która wyjdzie na jaw za kilka lat – hodujemy  być może raka. Potem będziemy zadawać sobie pytanie: dlaczego ja? Dlaczego akurat mnie to spotkało. Pytanie pozostanie bez odpowiedzi, a my będziemy biedni pokrzywdzeni przez los. Kompletnie nie winni za to co nas spotkało. To los przeznaczenie, środowisko. Wszyscy będą winni naszej choroby tylko nie my, nie głęboko skrywane poczucie winy, poczucie że nie zasługuje, że jestem gorszy, tylko nie emocja którą pielęgnowaliśmy latami. Na pytanie o emocje odpowiemy: ja nie mam problemów z emocjami, ja nic nie czuję. Zrobimy wszystko by się nie wydało że czujemy się winni. Nawet jesteśmy wstanie umrzeć na tego raka niż dowiedzieć się prawdy o nas samych. Te emocje są wstydliwe i głęboko zakopane. Nikt się nie może dowiedzieć. Dlatego tak ciężko nam się przełamać i podjąć terapii. Prawda jest taka, że każdy z nas hoduje swoje demony tylko od nas zależy czy zaczniemy się od nich uwalniać. Więc jak dopadnie nas jakieś nieszczęście czy choroba nie obwiniajmy Boga, świata , lekarzy tylko zacznijmy od siebie. Bo w nas się wszystko zaczęło i tylko my możemy to skończyć. Wystarczy mieć odwagę stanąć oko w oko ze swoimi demonami takimi jak wstyd, poczucie winy, lek i się ich pozbyć. Skoro mały chłopiec dał sobie radę i ty możesz. Tego wszystkim życzę.

Aga córka Ireny

 

KOCHANA NIEWAŻNA

lato 2016 012 lato 2016 047lato 2016 032

Miłe krótkie odwiedziny, a później samotny spacer i wiśniobranie

Nie ma złych uczuć, dopiero zablokowane stają się toksyczne.

Z mojego praktykowania nad uwalnianiem  ukrytych uczuć  zauważyłam, że z powodu lęku ukrywamy wiele uczuć powstałych w wyniku życiowych zdarzeń i z powodu lęku boimy się wejść ponownie w zablokowane emocje  aby  od nich  się uwolnić.

Po uwolnieniu wcześniej zablokowanych lęków i innych emocji na powierzchni moich uczuć pojawiło się przekonanie – „jestem  nieważną dla  bliskich których bardzo kocham”.

Tak jak wszystkim  tak samo i mnie   na przebywanie  z  bliskimi   zależało  najbardziej na świecie.

Do spełnienia powyższych pragnień  blokowały  mnie  opory typu,  bo może  moi bliscy  przyjemniej spędzili by czas w inny sposób i  beze mnie? Jeśli łamałam opór, to okazywało się, że spotkania dla mnie były męczące. No nie!!! – wykrzyczałam sobie, to okazuje się, że  moi bliscy nieświadomie  mnie męczą!!!! Co za kara mnie spotkała!!!

Doprowadzało to do sytuacji, że tak było źle, a inaczej jeszcze gorzej. Moje serce o wewnętrznym konflikcie dawało znać bolesnym kłuciem, łącznie z trzustką i wątrobą. Szybko się zreflektowałam, że karę zadaję sobie sama.

Wiem, że kocham bliskich i jestem kochana więc przebywając razem z nimi powinnam tryskać  energią zdrowia, a było odwrotnie. Każda MIŁOŚĆ  niesie radość i uzdrawianie, więc dlaczego tak się nie dzieje?

Stało się dla mnie jasne, że coś nie tak jest z moimi przekonaniami.  Moje ciało też mi taką informację daje , bo  w  ostatnim  okresie  zaczęłam się czuć coraz gorzej.  Bywało, że musiałam  w ciągu dnia poleżeć  osłabiona i obolała.

Nie miałam wyjścia,  póki co zmuszona byłam  na te wakacje odmówić córce pilnowania moich kochanych wnuków. Na szczęście okazało się to dla nich korzystne, bo na wakacjach  korzystają z  mnóstwa  nowych  atrakcji. U mnie wszystkie atrakcje są  znane  i stały się nudne. Wszyscy są zadowoleni, tylko mnie pozostał smutek i jakiś nieokreślony za czymś żal.

Ponieważ nie lubię cierpieć i się męczyć, przełamałam lęk i weszłam w medytację.  Wczuwając się w siebie, usłyszałam, że moi bliscy są ważniejsi ode mnie. Nie widziałam w tym nic złego, wydawało mi się, że to normalne. Mimo tego kierując się intuicją zadałam sobie pytanie dlaczego bliscy są ważniejsi dla mnie niż ja dla siebie?

Od momentu zadania pytania zaczęłam z sobą wewnętrzną rozmowę;

Automatycznie   blokujący  lęk  włączył   mi wątpliwości, jak to!  Irena chcesz być taką  okrutną egoistką i być dla siebie ważną tak samo jak  twoi bliscy?  To po co żyć! – aż tak pomyślałam przez moment.

Rozsądek podpowiadał mi, że moi bliscy tak samo będą dla mnie ważni, bez względu na to jaki ja mam stosunek do siebie. Jakiś inny głos  poddał w wątpliwość – czyżby?

Najgorsze, że ego podpowiadało mi walkę o ważność w Rodzinie, a taka walka byłaby toksyczna. Na szczęście u mnie   przeważała świadomość, że wszystko jest we mnie i jak rozwiążę  zaistniały konflikt w sobie to  wszystko się poukłada.

Ego standardowo  zaczęło  się bronić, abym nie doszła prawdy co za tym poczuciem „nieważną” się kryje. Związku z tym  jak  tylko zabieram się za terapię  z lękami, to od razu  dopada mnie senność. Dla mnie jest  to tylko znak, że moje myślenie wkroczyło  na właściwą  drogę  do odkrycia prawdy.

Dla dodania sobie otuchy powiedziałam sobie ; Irena jesteś doświadczonym detektywem swoich emocji więc dlaczego nie miałabyś dowiedzieć się jakie zdarzenie, czy aspekty zdarzenia zostały przekłamane?

WEJŚCIE DO  PODŚWIADOMOŚCI

Bramę do podświadomości otworzyłam sobie   klasycznym pytaniem; kiedy Irena ostatnio czułaś się nieważna?

Wczuwając się w   uczucia wywołane byciem nieważną od nitki do kłębka weszłam  do źródła problemu.

Wizualnie zobaczyłam siebie jak miałam dokładnie 3 latka i sześć miesięcy. Widzę siebie w lesie, a obok dość wysoko na hamaku zrobionego z płachty uwieszonej na drzewie śpi mój malutki braciszek. Wiem, że mam go pilnować, aby nie ukradli go „cyganie”. Próbuję  daremnie zobaczyć  czy czasem się nie obudził. Czuję przejmujący strach przed wilkami. Jako trzy letnia Irenka oceniłam błyskawicznie, że braciszek jest wysoko i  przed wilkami bezpieczny, ale ja wystawiona jestem wilkom na widok, a tym samym na pożarcie. Przerażona płaczę i szukam schronienia.  Szybkim ruchem znalazłam się w dołku pod krzakiem i z daleka przez łzy obserwuję hamak ze śpiącym braciszkiem.

Nie wiem jak znalazłam  się w domu z pytaniem, gdzie jest mój maleńki braciszek? Wszyscy pytani odpowiadali mi, że porwali go „cyganie”.

Od tak okropnej dla mnie wiadomości zamarłam i poczułam się winna. Zrobiło mi się bardzo  smutno i  martwiłam się co mu tam porwani zrobią. Dotarło do mnie, że  straciłam braciszka, a bardzo go kochałam. Czułam się zła, niedobra bo  nie upilnowałam braciszka, nie ważne, że bałam się wilków, ja byłam już duża, miałam 3,5 roku, a on był taki malutki.

Widzę siebie jak chodzę  po całym domu smutna bez celu, bez chęci na zabawę. Ciągnięta przez  kolegę poszłam do sąsiadów idąc  za nim jak cień. Aż nagle, przez otwarte drzwi podejrzałam jak mój mały braciszek z gołym tyłeczkiem raczkuje sobie przy oknie przy ławie.

Ten widok bardzo mnie ucieszył, zaskoczył i zdumiał,  że braciszek się odnalazł i nikt mnie  o tym nie powiedział, a ja tak  bardzo  o niego się martwiłam niepotrzebnie.

Nikogo nie obchodziło, że ja się martwiłam, nikt mnie o odnalezieniu braciszka nie powiadomił, ale ja z tego powodu na nikogo nie byłam zła.

Automatycznie za to zaprogramowało mi się przekonanie, że Rodzice, ciocie i wujkowie mnie kochają, ale nie jestem ważna dla nikogo i nikogo nie obchodzi, że ja za nim wylewam łzy. Nie upilnowałam go, to mam za swoje.

Przekonanie – „Jestem nieważna dla biskich, ale wiem, że mnie kochają”.

Mała trzy letnia  Irenka nie zauważyła w tym przekonaniu sprzeczności.  Wytłumaczyłam małej Irence, że jeśli jest się kochaną to jest się dla kochających bardzo ważną.

Jako trzy latka zauważyłam, że moi bliscy porwaniem mojego braciszka wcale  się nie przejęli i tylko ja się o niego martwiłam. Tym spostrzeżeniem zaprogramowałam sobie przekonanie – Dzieci nie są ważne, tylko dorośli”, dlatego nikt poza mną za nim nie płakał.

W dorosłym życiu skutkowało to tym, że zawsze w pierwszej kolejności robiłam  np.  śniadanie mężowi, chociaż małe dziecko płakało. Powstawały  u mnie wewnętrzne  konflikty, bo dzieci kochałam nad życie i nie mogłam pogodzić obsługę  despotycznego męża z opieką nad dzieckiem. W owym czasie  początkowo nawet nie wymagałam, aby pomagał mi w opiece nad nowo narodzonymi dziećmi. Dziś nie dziwi mnie, że już za młodu  chorowałam, miałam usuwany pęcherzyk żółciowy i problemy z nerkami. Wraz ze zmianą świadomości,  toczyłam z mężem  walkę o zaspakajanie  w pierwszej kolejności potrzeb dzieci, aż skończyło się rozwodem.  Teraz wiem, że mój pierwszy mąż był projekcją moich destruktywnych przekonań.

Z tego też powodu, dopóki dzieci się nie usamodzielniły, nie chciałam z nikim wchodzić w związek.

Z perspektywy czasu uświadomiłam sobie, że mnie jako trzylatkę nastraszyli, abym pozostawiona już nigdy  nie oddalała się od braciszka, bo bali się o mnie , że mogę gdzieś zabłądzić, lub utopić  się w bagnach.

Nikt z dorosłych w owym czasie  nie przypuszczał, że z powodu nastraszenia uczynią mi taką krzywdę. Dzieci w powojennym  okresie były bardzo doceniane, kochane i ważne. Niestety to były czasy, kiedy małe dzieci na okres pilnych prac  zostawiano same w domu lub jakimś innym miejscu.  W tamtym okresie  nigdy nie słyszałam, o jakiejś tragedii z tego tytułu, że małe dzieci zostały same. Tylko kiedyś nawet nieznajomi byli dobrymi wujkami i ciotkami i w potrzebie jak byli w pobliżu udzielali opieki.

Moja podświadomość nabyła nowe przekonanie, że ja sama dla siebie mam prawo  być ważną, a nawet mam taki  obowiązek.

Teraz stałam się dla siebie ważna, a tym samym bardziej pokochałam siebie, a moi bliscy  na tym  skorzystają, bo mam dla nich teraz więcej miłości.  Dolegliwości ciała zniknęły i poczułam wielką ulgę.

Im bardziej kochamy siebie, tym  więcej  możemy  ofiarować innym. Życzę wszystkim dużo MIŁOŚCI.

Irena

 

Mój sposób na ukryte lęki

madera 245   madera 567 Bez lęku pierwszy raz leciałam samolotem na wyspy kanaryjskie w 2008r.

 

Lęk to nasze nielubiane uczucie, do którego niechęć czujemy  zupełnie niepotrzebnie.

Nasze zmysły mogą nas zawodzić, myśli okłamują, ale uczucia zawsze mówią prawdę.

Pozytywny lęk jest nam potrzebny jak chleb i woda. Staje  się  dopiero szkodliwy  jak zrobi się toksyczny, podobnie jak woda jest źródłem  życia, ale  toksyczna  zabija.

Co to jest lęk? Jest to uczucie, które jest w nas i mówi nam, że czegoś się boimy, tylko nie wiemy czego.

Z pewnym zasobem lęku już się rodzimy i w ciągu całego życia powstają w nas nowe.

Lęk , strach i gniew są trudne do rozpoznania i nie w tym jest problem, tylko w tym kiedy stają  się toksyczne.

Im dłużej jest ukrywany i głębiej zakopany staje się bardziej toksyczny, a ponieważ  go  nie lubimy, wstydzimy się, to często ukrywamy i zakopujemy głęboko, czasem świadomie, a czasem nieświadomie.  Nie zdajemy sobie sprawy, że w ten sposób sobie szkodzimy.

Spotykam się z opiniami, że jak się ma lęki, to oznacza, że jest się nerwowym, lub przestraszonym, to nic bardziej mylnego jeśli są pozytywne. Każdy ma lęki, bez nich nikt nie mógłby funkcjonować, w  ogóle nie byłoby istnienia.  Przecież gdybyśmy byli pozbawieni lęku, to z ufnością wchodzilibyśmy do paszczy krokodyla na pożarcie.

Często nie zdajemy sobie sprawy, że są strażnikami chroniącymi nas  przed  zagrożeniem  życia i przypominają  abyśmy pobierali lekcje z  przebytych doświadczeń.

Bez lęku nie moglibyśmy istnieć, potrzebny  nam jest do życia jak chleb i woda.

Niektórzy naukowcy twierdzą, że to nie przez lęk, tylko przez uświadomienie wiemy, kiedy jest zagrożenie, nie mnie z naukowcami dyskutować i tego nie czynię. Zakładając, że to prawda, to i tak podświadomie na straży uświadomionego zagrożenia stoi lęk.

Kiedy nasze lęki są w nas uwięzione, stają się toksyczne i rujnują nasze zdrowie i życie. Zablokowane doprowadzają nasze  życie do dużych dramatów i okropnego cierpienia. Każde uwięzione uczucie jest toksyczne, ale w każdym dramacie i cierpieniu podłożem  jest toksyczny lęk.

Lęk tworzy się toksyczny, kiedy świadomie lub nieświadomie, zakopujemy i trzymamy na uwięzi, a on  z upływem czasu rośnie do niebotycznych rozmiarów skazując nas na niepowodzenie życia, na ból i cierpienie.

Dzieje się tak dlatego, że w pewnym momencie jakiegoś nieoczekiwanego zdarzenia wywołujące silne emocje, nasz umysł chowa głęboko powstałe emocje  w naszej  podświadomości. Zakopany lęk wraz z innymi emocjami czyni spustoszenia, a inny nowy  lęk pilnuje, abyśmy do tych zdarzeń nie chcieli  ponownie  wejrzeć.

Każdą terapię zaczynam angażując swoją siłę woli do pokonania dwóch  lęków. Jeden lęk pokonuję  przed ponownym wejściem do zdarzenia, które wywołały silne emocje nie do przeżycia.  Drugi lęk pokonuję przed zmianą życia. Mimo świadomości, że po uwolnieniu lęku nastąpi zmiana pozytywna i nie ma innej opcji lęk nie odpuszcza.

W takich sytuacjach przypominam sobie, że zdarzenia miały miejsce w przeszłości, najczęściej w okresie wczesnego dzieciństwa i jako dziecko miałam prawo sobie nie poradzić lub widzieć zdarzenie w złym świetle, a prawda bywa zupełnie inna. W szoku w każdym wieku zdarzenie można  odebrać mijając się z prawdą.

Zakładając, że doznałam silnych emocji i odebrałam zdarzenie takie jak było naprawdę, to aby pokonać lęk strażnika moich przeżyć powtarzam sobie, że tam już byłam i przeżyłam, to i teraz dam radę, wówczas mój lęk strażnik mięknie i pozwala na odsłonę zakopanych zdarzeń.

„Sytuacja życiowa to wytwór umysłu. Życie jest rzeczywiste.

Patrz, więc na swoje emocje, a raczej odczuwaj je w swoim ciele. Jeżeli jest oczywisty konflikt między nimi , a tym co pojawia się w umyśle – myśl będzie kłamać emocja powie ci prawdę.” – Autor Eckhart Tolle

Po odsłonięciu zakopanych emocji, zawsze okazuje się, że odkopane zdarzenie widzę ponownie zupełnie w innym świetle. Uświadomienie tego faktu powoduje, że toksyczny lęk wraz z innymi emocjami uwalnia się, a ja czuję niesamowitą lekkość i przypływ dużej energii.

Na to samo zdarzenie wykonuję czasem kilka terapii w pewnych odstępach czasowych, bo jednorazowo uwalniają się tylko dwie emocje, czasem trzy. Najczęściej w jednym zdarzeniu jest wiele aspektów i zablokowanych wiele emocji. Wielu twierdzi, że na to zdarzenie już terapię miałam i nie chcą ponownie do tego zdarzenia wracać i to jest duży błąd. Dowodem na to, że nie odblokowali wszystkich emocji, jest niechęć do ponownego wejrzenia w przerabiane wcześniej zdarzenie.

Obecnie nie oczekuję jak dawniej, jakie po terapii zachodzą zmiany. Delektuję się przypływem  nowej energii  i odczuwaną radością. Poddaję się całkowicie przeżywanym uczuciom i sile natury.  Dopiero z perspektywy czasu obserwuję jakie pozytywne zmiany zaszły w moim życiu i zdrowiu.

Irena

 

 

„Demony” przeszłości

„Kto powiedział, że sny i koszmary nie są tak samo rzeczywiste jak „tu i teraz” – Autor John Lennon

Senne emocje to ważne dla nas informacje, co dzieje się obecnie w naszym życiu. Do treści snu nie przywiązuję większej uwagi, ważne są dla mnie zawarte w nich uczucia. Zapisuję odczuwane we śnie emocje, np. lęki, wstyd, złość, radość i z tymi odczuciami przeprowadzam terapię emocjonalną. W ten sposób bezbłędnie trafiam do „demonicznych” zapomnianych zdarzeń z przeszłości.

koniec roku utw 021 koniec roku utw 023 koniec roku utw 020

 

Jeden ze snów, który odzwierciedlał moją emocjonalną obecną rzeczywistość.

Sen – jestem z byłym mężem i dbam o niego, aby się nie przeziębił. On leniwy, znudzony, ja biorę to za przejaw choroby. Wmuszam w niego soki, witaminy i dbam by spokojnie wypoczywał. O siebie nie dbam, nie chcę zauważać, że bardzo źle się czuję, jestem osłabiona i coś złego dzieje się w moim ciele. Byłam przekonana, że jak mężowi jest dobrze, to i mnie musi być dobrze.  Mam w nim poczucie bezpieczeństwa.

Senne emocje uświadomiły mi, że swoje dobre samopoczucie uzależniam od osób, z którymi przebywam.

Lubię dobre samopoczucie innych, więc kierując się tym lubieniem dbam o dobre samopoczucie innych  kosztem swojego zmęczenia i zdrowia. Niemożliwe jest dobrze się czuć jak się jest zmęczonym, osłabionym i doskwiera zdrowie. Zapominam, że może ktoś w mojej obecności też wolałby mnie z dobrym samopoczuciem, a nie zmęczoną. Sen dał mi też informacje, że szukam bezpieczeństwa tam, gdzie go nie ma.

Z byłym mężem jestem po rozwodzie 26 lat, a od 10 lat on już nie żyje. Zdarzenie we śnie było iluzją, ale emocje senne były realne  odzwierciedlające moje toksyczne przekonania.

Uświadomienie sobie jakie mam blokady, to bardzo wiele, ale za mało aby  uzdrowić swoje życie i ciało.

Terapia była trudna, moje uzależniające przekonania przykryte były wieloma warstwami innych przekonań i wieloma warstwami destruktywnych emocji. Zmuszona byłam terapie prowadzić etapami przez dwa tygodnie.

W tym czasie mocno odczuwałam bóle w okolicach serca, wątroby i stawów palców u rąk. Ciągle chciało mi się płakać i chociaż powstrzymywałam płacz to i tak oczy mi piekły jak bym ciągle płakała. W końcu dałam sobie przyzwolenie na płacz i przepłakałam ile mi się chciało.

W terapii idąc tropem piekących oczu,  od zdarzenia, do zdarzenia dotarłam do okresu jak miałam pięć lat. Zobaczyłam siebie w kościele wśród wielu dzieci i tłumu ludzi. W  kościele odbywało się przedstawienie z   życia  Pana Jezusa.

Zalana łzami,  przedstawienia nie widziałam, bo przeżywałam dramat  rozstania  moich Rodziców. Ja pięcioletnia  Irenka już w pustym kościele, płacząc składałam przysięgę Panu Jezusowi, że  jak dorosnę zawsze będę dbała i będę posłuszna swojemu kochanemu mężczyźnie i wszystkim zaufanym  osobom.  Czułam się  winna, że jestem samotna i nie mam  nikogo zaufanego, komu mogłabym się pożalić i  poradzić.

Kochałam swoją Mamę nad życie, ale myślałam, że rozwodzą się z winy Mamy. Podczas kłótni Mama nawet się nie broniła, tylko płakała, a Ojciec stanowczo pretensjonalnym tonem czynił jakieś pretensje.

Po przyjściu z kościoła zastałam pogodzonych Rodziców. Ojciec tylko podkreślał, że zostaje ze względu na mnie i mojego braciszka.

Wydawało się, że wszystko wróciło do normy. Mała Irenka dopiero się uspokoiła, jak automatycznie   przysięgę  kościelną  zakopała w ciemnym zakamarku swojej podświadomości. Nie chciała pamiętać, że przed ołtarzem oskarżała swoją kochaną Mamę, że przez nią traci kochanego Ojca, bo Mama za mało o niego dbała.

Podświadomie uzależniająca przysięga stała się moim przekonaniem, ale jednocześnie dorastając świadomie tworzyłam przeciwstawne przekonania kobiety wolnej i niezależnej, tworząc w sobie konflikty.

„Wiele osób, które żyją inaczej niż by chciały, ciągle czuje się zagubiona, co wynika z tego, że logiczny racjonalny umysł nie działa/lub działa słabo/, ponieważ dawne traumatyczne wspomnienia nieustannie się odnawiają pod wpływem obecnych okoliczności. Te wspomnienia i oparty na nich system przekonań stają się programem na twardym dysku naszego komputera. ” – Autor  Alexander Loyd/ doktor medycyny naturopatycznej i psychologii/.

Teraz po terapii stało się dla mnie jasne, dlaczego budowałam toksyczne związki. Miałam wewnętrzne konflikty, które w dorosłym życiu sabotowały moje życie i zdrowie.

W każdym zdarzeniu jest wiele aspektów i emocji, ale podczas terapii uwalnia się jedna emocja najsilniejsza i druga jej towarzysząca. Aby nie doznać szoku, umysł nie może odczuwać wiele emocji jednocześnie. Po uwolnieniu najsilniejszej, pojawia się następna ukryta. Chcąc mieć pewność, że uwolniłam się z wszystkich blokad, na odkryte jedno zdarzenie wykonuję kilka terapii.

Jak się dotrze do źródła i uwalnia przekonanie, to może automatycznie niezauważalnie przez umysł uwolnić się więcej emocji. Z tego powodu nie zawsze wiem, z jakich toksycznych uczuć  jestem już wolna, ale to  mało istotne.

Dla mnie terapia jest skuteczna, jak odczuwam dużą ulgę, niesamowitą radość i nie czuję dolegliwości w ciele. Czasem okazuje się, że nierozwiązywalny problem nagle przybiera pozytywny obrót i zostaje rozwiązany.

W koszmarach sennych, po przeanalizowaniu sennych emocji, można zauważyć, że „demonami” są nasze ukryte lęki, wstyd, poczucie winy i rozżalenia, wówczas może się okazać, że koszmary nie są tak straszne jak się zdawało.

Do odkopanego zdarzenia dzięki emocjom przekazanych przez sen wrócę, jeśli „demony” przeszłości dadzą o sobie znać.

Irena

 

Akceptacja Matki Bezsilność

„Prawdziwa radość kwitnie na glebie miłości. Tam gdzie jest miłość, jest też radość. Brak miłości zawsze łączy się z brakiem radości.” – Autor  A. Loyd.

Nikt nie ma wątpliwości, że Matki MIŁOŚĆ jest kryształowo czysta i szczera, tylko  dlaczego jest tyle konfliktów i nieporozumień między Matkami a  dorosłymi dziećmi?

kwiaty 2016 022kwiaty 2016 026kwiaty 2016 019

W moim ogrodzie lato jest w pełni

W konfliktach narzekają dorosłe dzieci na swoje Mamy i odwrotnie Mamy narzekają na swoje dorosłe dzieci.

Jednak ich narzekania bardzo się różnią. Matka narzekając na swoje dziecko tak naprawdę żali  się  jak bardo się o nie  martwi. Natomiast dzieci narzekając opowiadają, jakie ze swoją Matką mają problemy i jak są nieznośne.

Mimo wielu szczerych  życzeń,  z powodu konfliktów nie dla wszystkich Mam Święto Matki był dniem radosnym.

Jedna z mam pożaliła się, owszem złożono mi życzenia, ale radość przykrył ból, bo synowa nie pozwoliła synowi jeść  mojego poczęstunku, powodem było jej dbanie, aby nie był tak gruby jak  ona. W ich domu jest tak samo, sama je, a synowi nie pozwoli.  Żywi się tym, czego  synowa zjeść już nie może. Syn ją kocha i jest ślepy, nie widzi jak  jego poniża. Nie widzi też tego, jak jego poniżanie mnie boli, bo jeszcze dziwi się, że ich wizyta mnie zasmuciła.  Wyszłam z domu i nie chce mi się do niego wracać, bo co oczy nie widzą, to sercu lżej. Chcę sprzedać dom  i wyjechać jak najdalej, bo moje serce  tego nie wytrzymuje, a ja i tak w tym temacie jestem bezsilna.

Inna z mam żali się, że Syn mówi, że jest z żoną szczęśliwy, ale  w swoim związku nie wiele ma dopowiedzenia. Jakie to szczęście? Jak na jego twarzy maluje się obraz nędzy i rozpatrzy, a mnie bardzo to boli i jestem bezsilna?

Przysłuchująca się żalom Matka 40- letniej córki dodaje, to tak jak moja córka, szczęśliwa, radosna, pełna życia i energii dopóki nie związała się z nowym partnerem. Wszystko w niej wygasło, został z niej tylko obraz nędzy i rozpatrzy. On natomiast ponoć rozkwitł, jego Rodzina wyznała, że teraz jest pełen życia i nawet przestał chorować. Nie dziwi mnie, że jego Rodzina ten związek błogosławi w przeciwieństwie do mnie. Przecież gdybym u córki widziała radość i szczęście to moje serce promieniało by z radości, a jego bym uwielbiała, że córkę tak uszczęśliwił. A tak to co!!!  Mam partnera córki za to  lubić, że zrobił z niej półtora nieszczęścia? 

Żalące się Mamy zrozumiały, że pomagając dziecku dźwigać ciężar  toksycznego związku tak naprawdę czynią więcej  krzywdy niż pomocy. Pozwoliły  swoim dzieciom rujnować swoje życie na ich sposób , by w konsekwencji mogli szybciej odnaleźć siebie na nowo.

„Kiedy uznajesz i akceptujesz fakty, zarazem w pewnym stopniu się od nich uwalniasz”. – Autor  Eckhrt Toll/światowej sławy nauczyciel duchowy/

Bruce Lipton mówi, że ślepa wiara zabija, niestety życie tą prawdę potwierdza w toksycznych związkach, które zarażają całą Rodzinę.

W podobnych sytuacjach jak opisane powyżej przykłady,  Matce poza bólem zawsze towarzyszy poczucie winy. Zastanawia się, jaki popełniła błąd wychowawczy, że jej dziecko daje przyzwolenie na poniżające traktowanie.

Kiedy nas dotyka zło nie ma w tym niczyjej winy.  Źródłem wszystkiego zła które nas  spotyka jest zablokowany lęk w naszej podświadomości, czasem przekazywany w pamięci komórkowej z pokolenia na pokolenie. Nic nie pomorze „Mędrca szkiełko i oko” bo podświadomość ma sprawczą moc i rozumu nie słucha.

W takiej sytuacji terapia jest trudna, ale możliwa by zakończyła się sukcesem. Pierwszy krok żalące się Mamy mają  już za sobą, bo zaakceptowały swoją bezsilność wobec toksycznego związku swoich dzieci. To dobrze, że mogły się wzajemnie  trochę pożalić, wesprzeć i wyrzucić ból z siebie.

„Żadne, prawdziwie pozytywne działanie nie może powstać, gdy nie ma poddania” – Autor Eckhrt Toll

Trzeba mieć siłę,  aby  pozwolić  dzieciom rujnować swoje życie na ich sposób,  by w konsekwencji mogli  kiedyś  odnaleźć siebie na nowo.             Irena

 

UZALEŻNIONA OD TRUTNIA

Są takie dziewczyny, które każdego swojego chłopaka, przerobią na „trutnia”.

W każdym mężczyźnie coś  z męskości  zostało i nie wolno go z tego odzierać!!!!!!!!!!!   – To  karygodne!!!!!!!!!!!!

Dziewczyny marzą o „księciu na białym koniu”, zapominają, że chłopaki też marzą w ukryciu  o swojej księżniczce, o którą zawalczą  nie koniecznie  „z ziejącym ogniem wawelskim smokiem”, ale pragną walczyć  o jej względy, uznanie i miłość.

Wszystkie dla wybranego chcą być DAMĄ jego serca, tylko niektóre jak już trafią jak im się zdaje na tego jedynego, to szybko przeobrażają się w  wierną służącą, dla której jego pragnienia są dla niej rozkazem. Przy takiej biedny chłopak nie ma szansy się wykazać swoją walecznością i męskością.

Dla niejednego szczęśliwca kończy się marzenie jak zobaczy swoją ukochaną w innym świetle. Poznał zaradną energiczną zadbaną dziewczynę i kiedy już myślał, że ma wymarzoną DAMĘ swojego serca okazuje się pospolitą niewolnicą służącą.

serce - Kopia urodziny 003

Rozdarte serce boli całą  Rodzinę

Rozczarowany, ale nie głupi i nie rezygnuje z darmowych usług służebnej niewolnicy,  bo jego „ego” w zamian napawa się władzą nad nią i jej dziećmi,  nic w zamian nie dając.

Jako Pan i władca swoją zniewoloną  pilnuje jak swojej własności, bo ona to lubi,  on to lubi więc w czym problem? Problem w toksyczności związku, który zawsze kończy się bólem i dramatem, bo minęli się z marzeniem.

Truteń korzystając z danej mu władzy szybko włącza coraz większą kontrolę w każdej dziedzinie jej życia, nie interesuje go, że ich związek dla Rodziny staje się nie do zniesienia.

Skutkuje to zauważonym problemem, obydwoje obwiniają siebie nawzajem, zamiast szukać rozwiązań w sobie.

Zniewolona kobieta daje przyzwolenie na kontrolowanie swojego życia, bo czuje się pod jego kontrolą bezpieczna – czyżby?

W takich sytuacjach mówi się, że miłość jest ślepa – czyżby?

A może nazywamy miłością, co nią nie jest?

Jeśli nie wiemy, co jest miłością, należy kierować się szacunkiem, pod warunkiem, że zachowaliśmy szacunek dla siebie i nie oddaliśmy pod władanie trutniowi.

Uzależniona jest uzależnioną, bo ma wewnętrzny konflikt między świadomością, a nieświadomością.

W zawansowanym stadium choroby uzależniająca leczy nerwicę, depresję.  Zażywa   antydepresanty zupełnie nieświadoma, że przyczyną jest jej uzależnienie.

Z mojego doświadczenia wynika, że przyczynę należy szukać w zdarzeniach z dzieciństwa w złych relacjach z ojcem. Podstawą zawsze są zablokowane lęki, które wystarczy uwolnić  i uzdrowić siebie i swój związek bez konieczności zmiany partnera.

Uwaga!!!!!!!!!!!! –   W uzależnieniach zmiana partnera nic nie daje, jeśli nie zmienimy swoich nawyków w traktowaniu siebie.

Nie można być księżniczką, jednocześnie traktować siebie jak zniewoloną sługę.

Na początek należy dokonać wyboru jak siebie zaczniemy traktować; Czy  jak Damę? ; Księżniczkę?; Czy zniewoloną służącą bez żadnych praw?

Po uwolnieniu lęków, może sie okazać, że zaczniemy siebie traktować z szacunkiem i partner znów zobaczy w nas swoją DAMĘ  jaką poznał na pierwszym spotkaniu. Zdarza się, że w innej  sytuacji  ten sam „truteń” oddaje się całkowicie we władanie swojej Pani. Ich relacje zaczynają się budować na zaufaniu, a nie kontrolowaniu!

Naszą rzeczywistość kreuje podświadomość, a niezgodność z świadomością stwarza konflikty które nie rozwiązane kończą się chorobami i często dramatem.

Na nic nie zda się zmiana partnerów zupełnie różniących się z sobą.

Nauka z błędów życiowych polega na przeanalizowaniu swojego postępowania wobec partnerów, jeśli podobnie postępowałam wobec jednego i drugiego trutnia tak samo, to powinno nam trochę dać coś do myślenia.

Niektóre zadowolone, że bohatersko uwalniają się z toksycznego partnera, nie zdają sobie sprawy, że partner odchodzi, ale program zniewalający ją, w podświadomości zostaje.

„W istocie jesteśmy zbiorem wielu jaźni. A te liczne jaźnie nie zawsze się ze sobą zgadzają. Mogą mieć inne plany, co znaczy, że w danej chwili będą podawać różne, a czasem nawet przeciwstawne argumenty. Wewnętrzny konflikt, który rozgrywa się w naszej głowie, może być przytłaczający” – Autor C.C. Tipping

 

Wielu osobom się wydaje, że jak poznają nowego partnera, zupełnie innego niż poprzedni truteń, to nowy związek będzie sie rozwijał w zgodzie i miłości.  Nic bardziej mylnego!

Usilne staranie   być  ślepym na prawdę, nie zmieni niezaprzeczalnych faktów, że tworzy się  coś toksycznego.

Na pewno jest  tak wygodnie, bo  każdy chce mieć trochę spokoju. Nie chcą wiedzieć, że i  tak w najbardziej  niedogodnym momencie  o to się przewrócą, często mocno się raniąc. Najgorsze, że  małe dzieci  przy tym wszystkim ponoszą zawsze  największe szkody.

U młodej Kasi zauważyłam, że jej fajne dzieciaki obdzierane są z poczucia własnej wartości, przez nowego partnera.

Dała swojemu nowo poznanemu partnerowi całkowitą swobodę w ich traktowaniu i nazywa to wychowaniem, który zamiast miłości pokazuje im kto w ich domu jest panem i kto rządzi. Kasia pociesza się, że mówi dzieciom, że ich Mama jest najważniejsza. A co będzie jak on kiedyś wkaże im, że ktoś inny w ich domu jest najważniejszy?

Dzieci szybko zauważyły, że to on, a nie Mama jest w ich domu panem i władcą i starają się ze wszystkich sił jemu przypodobać.

Kasia chce widzieć w ich takim zachowaniu lubienie jego, ale niestety jest w błędzie. Nie chce zauważyć, że szczególnie synka nowy partner obdziera z poczucia własnej wartości. Jeszcze z nimi nie zamieszkał, a już zmienił w ich domu zasady funkcjonujące od lat. Dzieci są fajne, dobrze ułożone, radosne, więc, po co zmieniał funkcjonujące zasady? Według mnie tylko po to, aby pokazać swoją władzę i upokorzyć Mamę i dzieci.

Kochana Kasiu nie zrekompensujesz swoim dzieciom obdarte poczucie wartości drogimi wyjazdami, czy zabawkami.

Jeśli ktoś ma poczucie zagubienia i nie chce tego zauważać, to według mnie bliscy w takiej sytuacji muszą logicznie i racjonalnie reagować dość stanowczo.  Najważniejsze by nie utwierdzać w błędnym przekonaniu, że nic się nie dzieje, że wszystko dobrze.  Jak coś nie tak i serce boli, czasem trzeba  o tym krzyczeć i tupać  czy to się kochanej osobie podoba czy nie!!!!!!

Jeśli nawet krzyk bólu Matki dorosłej córki nie odniesie wobec ukochanego dziecka  skutku, to przynajmniej nie udzieli się wsparcia w budowaniu toksycznego związku.

Dowodem, na tworzenie toksycznego związku jest Kasia, bo widoczne są napięte u niej mięśnie,  zmęczenie, do tego zaniedbana i utracony w oczach  blask radości.  Jeśli nic z sobą nie zrobi, to tylko patrzeć jak zacznie chorować, kto wówczas zajmie sie jej małymi dziećmi?  Następny truteń, który jest z nimi  dla władzy i wygody zajmie się nią i dziećmi?

Kochana Kasia już zapomniała, że niedawno to już przerabiała i zna zdolności trutnia. To iluzja, że ten jest inny, truteń jest trutniem!

Nie dajmy się zwieść iluzji, miejmy odwagę spojrzeć prawdzie w oczy, jeśli chcemy przeżyć życie w zdrowiu i radości, uwolnijmy uwięzione lęki!                  Irena

 

KIM JESTEM?

MOJE  ODKRYCIE  SIEBIE

Moim sukcesem nie jest pokonanie raka, tylko to co w sobie po drodze do wyzdrowienia odkryłam.

spacer po okolicy 038  spacer po okolicy 048

 

Mam potrzebę zmienić  swoje życie, bo jest ciężkie, trudne, ale absolutnie nie chcę zmieniać siebie.  Tak uważa  wiele osób,  bo  są dobrze wychowani, porządni, uczciwi, chętnie niosący pomoc innym, wolą dawać niż brać. Trudno takim ludziom nie przyznać racji, przecież są ludźmi  godnymi nazwy człowieka.

Idąc takim tokiem rozumowania niektórzy chorzy nieuleczalnie jak mają wyzdrowieć  pod warunkiem, że muszą  zmienić  siebie, to wolą umrzeć  takimi jakimi są i się nie zmieniać.

spacer po okolicy 054    morze 001

 

Niestety, muszę  przyznać , że niedawno  mój tok rozumowania był podobny, dopóki nie doświadczyłam, że zmieniając siebie poprzez uwalniane emocje i przekonania nie traci się  swoich wartości składających się na  tożsamość, tylko odkrywa się  prawdę  o sobie.

Naprawdę trzeba mieć dużo odwagi, by chcieć samym przed sobą poznać prawdę o sobie, coś na ten temat wiem.

Nie wiedziałam co znajduje się w mojej podświadomości. Lęki  przykryte wstydem sugerowały, że znajduje się tam coś strasznego.

Po przełamaniu lęku , uwalniając uwięzione lęki i inne emocje odkryłam, że nie jestem taka zła. Zdziwiłam się, że jestem fajniejsza niż o sobie wcześniej myślałam i takie odkrycie  trochę odbudowało moją zrujnowaną wewnętrzną  wartość .

Prawda jest taka, że zablokowane emocje i przekonania ukrywają przed nami samymi prawdę o nas i tworzą wewnętrzny  konflikt, który skutkuje w ciele chorobami i  ciężkim życiem. W  takich sytuacjach zwalamy  winę na „los” ; czy jakaś „karmę”.  W  głębi duszy czujemy, że nie zasłużyliśmy na  zło życia które nas spotyka,  nie chcemy wiedzieć  że wszystko jest w nas.

Niczego nowego nie piszę i nowego nie  wynalazłam, ludzkość  tą prawdę  znała już  od czasów starożytnych, a może już wcześniej.

Teoretycznie niby wcześniej wiedziałam, czytałam, ale jak na sobie doświadczyłam, to poczułam się tak, jak bym odkryła nową galaktykę, lub  przydatkowo znalazłam się w jakimś „MATRIX”.

Podążając   ciekawością,  moja przygoda  detektywa  uwięzionych emocji i podróż nimi do  ciemnych zakamarków swojej podświadomości  z czasem okazała się fascynująca i wcale nie taka ciemna.

Kontynuując swoją przygodę emocjonalno- wizualną do podświadomości odnajduję siebie  małymi kroczkami  jaką naprawdę jestem.  W miarę jak rosłam  zmieniałam się między  innymi pod wpływem  zablokowanych  lęków  i przekonań.  Z czasem  nieświadomie przestałam być sobą,  a świadomie   moją  dewizą  życiowa było  i nadal jest  „PRZEDEWSZYSTKIM BYĆ SOBĄ”

Zgodnie z prawem przyciągania zablokowane emocje  przyciągały inne  i niczym na autopilocie tworzyłam destruktywne przekonania, siebie i swoje życie.

Kim byłam? Kim jestem? Tego tak naprawdę  nie wiem Ja i nie wie nikt.            Irena

 

O BLOGU LĘK LĘKIEM NA ZDROWIE

 

Choroba =  uwięzione uczucia

rak = uwięzione uczucia

 

madera 123

Chcę dawać nadzieję  chorym wątpiących  w  swoje  wyleczenie  swoim  doświadczeniem  na drodze do wyzdrowienia, nie tylko z raka.  Jak czegoś dokonała chociaz jedna osoba, to tego może dokonać kazdy.

12 lat temu jak zachorowałam na nieoperowanego raka płuc  z przerzutami, to moim pierwszym krokiem było  uporczywe szukanie  nadziei.  Mimo  beznadziejnych rokowań lekarzy  znalazłam nie tylko nadzieję, ale i inspirację  do wypraktykowania niektórych metod z medycyny niekonwencjonalnej, jednocześnie  nie rezygnując  z leczenia akademickiego jakie wówczas przewidywała procedura medyczna.

Jak ważna jest nadzieja i wiara dla chorych zacytuję słowa Carl O. Simonton – lekarz radioterapeuta, psychoonkolog, dyrektor Simonton  Cancer  Center,  Malibu, USA

„Najważniejsza w leczeniu jest nadzieja, wiara i poczucie sensu. Nadzieja – zgodnie z definicją słownikową – jest przekonaniem, że „mogę wyzdrowieć niezależnie od tego, jak ciężko jestem chory”. – Autor – Carl O. Simonton

Tak się złożyło, że ze wszystkich wypróbowanych metod najbardziej mnie przypadła psychologia energetyczna. W praktyce oznaczało, że wczuwałam się w swoje uczucia i obserwowałam jak  reaguje na te uczucia moje ciało i w którym miejscu. Bardzo mi też  przypadła do serca filozofia  „Radykalne Wybaczanie” – C.C. Tipping

Bardzo wiele dała mi nauka i doświadczenie  „VIPASANY”.  Przeżyłam na kursie  „VIPASANY” niesamowite doświadczenie  umysł  –  emocje  – ciało.

Przy pomocy modlitwy szybko nauczyłam się wczuwać w swoje emocje, odróżniać je,  chociaż długo nie  wiedziałam jak  niektóre uczucia nazwać,  to   w niczym nie przeszkadzało w skutecznej terapii emocjonalnej.

Po krótkim czasie zaobserwowałam, że po każdej terapii moje życie zaczęło zaskakiwać mnie pozytywnymi zmianami. Przez parę lat niczym detektyw swoich emocji, wczuwałam się  w bolące miejsce swojego ciała, wyłapywałam towarzyszące temu uczucie i tym uczuciem wchodziłam do swojej podświadomości  w której otwierały się wizualnie zdarzenia z przeszłości aż do narodzin i blokady wyłapanego uczucia.

W ciele doskwierają tylko uczucia uwięzione.

Obecnie wyłapuję uczucia które doskwierają mi w życiu i podobnie tym czuciem dochodzę do źródła emocji i zdarzenia które wywołało tą emocję.

Praktykując emocjonalno – wizualną podróż do ciemnej strony swojej przeszłości zawsze  muszę przełamać lęk aby na wyłapanej emocji udać się w mroczną przeszłość  jak się  najczęściej  okazuje swojego  wczesnego dzieciństwa.  Obecnie już wiem, że tą nieświadomą mroczną  przeszłość  powodują najczęściej lęki w towarzystwie jakiejś emocji.

Nie sposób pisać o swoich emocjach, zdrowiu, nie opisując  życia.   Szkoda , że dopiero jako seniorka  60+ pozbywam się  zablokowanych emocji,  które  skutecznie  przez całe lata niszczyły  mi życie i zdrowie.         Irena