Miłe krótkie odwiedziny, a później samotny spacer i wiśniobranie
Nie ma złych uczuć, dopiero zablokowane stają się toksyczne.
Z mojego praktykowania nad uwalnianiem ukrytych uczuć zauważyłam, że z powodu lęku ukrywamy wiele uczuć powstałych w wyniku życiowych zdarzeń i z powodu lęku boimy się wejść ponownie w zablokowane emocje aby od nich się uwolnić.
Po uwolnieniu wcześniej zablokowanych lęków i innych emocji na powierzchni moich uczuć pojawiło się przekonanie – „jestem nieważną dla bliskich których bardzo kocham”.
Tak jak wszystkim tak samo i mnie na przebywanie z bliskimi zależało najbardziej na świecie.
Do spełnienia powyższych pragnień blokowały mnie opory typu, bo może moi bliscy przyjemniej spędzili by czas w inny sposób i beze mnie? Jeśli łamałam opór, to okazywało się, że spotkania dla mnie były męczące. No nie!!! – wykrzyczałam sobie, to okazuje się, że moi bliscy nieświadomie mnie męczą!!!! Co za kara mnie spotkała!!!
Doprowadzało to do sytuacji, że tak było źle, a inaczej jeszcze gorzej. Moje serce o wewnętrznym konflikcie dawało znać bolesnym kłuciem, łącznie z trzustką i wątrobą. Szybko się zreflektowałam, że karę zadaję sobie sama.
Wiem, że kocham bliskich i jestem kochana więc przebywając razem z nimi powinnam tryskać energią zdrowia, a było odwrotnie. Każda MIŁOŚĆ niesie radość i uzdrawianie, więc dlaczego tak się nie dzieje?
Stało się dla mnie jasne, że coś nie tak jest z moimi przekonaniami. Moje ciało też mi taką informację daje , bo w ostatnim okresie zaczęłam się czuć coraz gorzej. Bywało, że musiałam w ciągu dnia poleżeć osłabiona i obolała.
Nie miałam wyjścia, póki co zmuszona byłam na te wakacje odmówić córce pilnowania moich kochanych wnuków. Na szczęście okazało się to dla nich korzystne, bo na wakacjach korzystają z mnóstwa nowych atrakcji. U mnie wszystkie atrakcje są znane i stały się nudne. Wszyscy są zadowoleni, tylko mnie pozostał smutek i jakiś nieokreślony za czymś żal.
Ponieważ nie lubię cierpieć i się męczyć, przełamałam lęk i weszłam w medytację. Wczuwając się w siebie, usłyszałam, że moi bliscy są ważniejsi ode mnie. Nie widziałam w tym nic złego, wydawało mi się, że to normalne. Mimo tego kierując się intuicją zadałam sobie pytanie dlaczego bliscy są ważniejsi dla mnie niż ja dla siebie?
Od momentu zadania pytania zaczęłam z sobą wewnętrzną rozmowę;
Automatycznie blokujący lęk włączył mi wątpliwości, jak to! Irena chcesz być taką okrutną egoistką i być dla siebie ważną tak samo jak twoi bliscy? To po co żyć! – aż tak pomyślałam przez moment.
Rozsądek podpowiadał mi, że moi bliscy tak samo będą dla mnie ważni, bez względu na to jaki ja mam stosunek do siebie. Jakiś inny głos poddał w wątpliwość – czyżby?
Najgorsze, że ego podpowiadało mi walkę o ważność w Rodzinie, a taka walka byłaby toksyczna. Na szczęście u mnie przeważała świadomość, że wszystko jest we mnie i jak rozwiążę zaistniały konflikt w sobie to wszystko się poukłada.
Ego standardowo zaczęło się bronić, abym nie doszła prawdy co za tym poczuciem „nieważną” się kryje. Związku z tym jak tylko zabieram się za terapię z lękami, to od razu dopada mnie senność. Dla mnie jest to tylko znak, że moje myślenie wkroczyło na właściwą drogę do odkrycia prawdy.
Dla dodania sobie otuchy powiedziałam sobie ; Irena jesteś doświadczonym detektywem swoich emocji więc dlaczego nie miałabyś dowiedzieć się jakie zdarzenie, czy aspekty zdarzenia zostały przekłamane?
WEJŚCIE DO PODŚWIADOMOŚCI
Bramę do podświadomości otworzyłam sobie klasycznym pytaniem; kiedy Irena ostatnio czułaś się nieważna?
Wczuwając się w uczucia wywołane byciem nieważną od nitki do kłębka weszłam do źródła problemu.
Wizualnie zobaczyłam siebie jak miałam dokładnie 3 latka i sześć miesięcy. Widzę siebie w lesie, a obok dość wysoko na hamaku zrobionego z płachty uwieszonej na drzewie śpi mój malutki braciszek. Wiem, że mam go pilnować, aby nie ukradli go „cyganie”. Próbuję daremnie zobaczyć czy czasem się nie obudził. Czuję przejmujący strach przed wilkami. Jako trzy letnia Irenka oceniłam błyskawicznie, że braciszek jest wysoko i przed wilkami bezpieczny, ale ja wystawiona jestem wilkom na widok, a tym samym na pożarcie. Przerażona płaczę i szukam schronienia. Szybkim ruchem znalazłam się w dołku pod krzakiem i z daleka przez łzy obserwuję hamak ze śpiącym braciszkiem.
Nie wiem jak znalazłam się w domu z pytaniem, gdzie jest mój maleńki braciszek? Wszyscy pytani odpowiadali mi, że porwali go „cyganie”.
Od tak okropnej dla mnie wiadomości zamarłam i poczułam się winna. Zrobiło mi się bardzo smutno i martwiłam się co mu tam porwani zrobią. Dotarło do mnie, że straciłam braciszka, a bardzo go kochałam. Czułam się zła, niedobra bo nie upilnowałam braciszka, nie ważne, że bałam się wilków, ja byłam już duża, miałam 3,5 roku, a on był taki malutki.
Widzę siebie jak chodzę po całym domu smutna bez celu, bez chęci na zabawę. Ciągnięta przez kolegę poszłam do sąsiadów idąc za nim jak cień. Aż nagle, przez otwarte drzwi podejrzałam jak mój mały braciszek z gołym tyłeczkiem raczkuje sobie przy oknie przy ławie.
Ten widok bardzo mnie ucieszył, zaskoczył i zdumiał, że braciszek się odnalazł i nikt mnie o tym nie powiedział, a ja tak bardzo o niego się martwiłam niepotrzebnie.
Nikogo nie obchodziło, że ja się martwiłam, nikt mnie o odnalezieniu braciszka nie powiadomił, ale ja z tego powodu na nikogo nie byłam zła.
Automatycznie za to zaprogramowało mi się przekonanie, że Rodzice, ciocie i wujkowie mnie kochają, ale nie jestem ważna dla nikogo i nikogo nie obchodzi, że ja za nim wylewam łzy. Nie upilnowałam go, to mam za swoje.
Przekonanie – „Jestem nieważna dla biskich, ale wiem, że mnie kochają”.
Mała trzy letnia Irenka nie zauważyła w tym przekonaniu sprzeczności. Wytłumaczyłam małej Irence, że jeśli jest się kochaną to jest się dla kochających bardzo ważną.
Jako trzy latka zauważyłam, że moi bliscy porwaniem mojego braciszka wcale się nie przejęli i tylko ja się o niego martwiłam. Tym spostrzeżeniem zaprogramowałam sobie przekonanie – Dzieci nie są ważne, tylko dorośli”, dlatego nikt poza mną za nim nie płakał.
W dorosłym życiu skutkowało to tym, że zawsze w pierwszej kolejności robiłam np. śniadanie mężowi, chociaż małe dziecko płakało. Powstawały u mnie wewnętrzne konflikty, bo dzieci kochałam nad życie i nie mogłam pogodzić obsługę despotycznego męża z opieką nad dzieckiem. W owym czasie początkowo nawet nie wymagałam, aby pomagał mi w opiece nad nowo narodzonymi dziećmi. Dziś nie dziwi mnie, że już za młodu chorowałam, miałam usuwany pęcherzyk żółciowy i problemy z nerkami. Wraz ze zmianą świadomości, toczyłam z mężem walkę o zaspakajanie w pierwszej kolejności potrzeb dzieci, aż skończyło się rozwodem. Teraz wiem, że mój pierwszy mąż był projekcją moich destruktywnych przekonań.
Z tego też powodu, dopóki dzieci się nie usamodzielniły, nie chciałam z nikim wchodzić w związek.
Z perspektywy czasu uświadomiłam sobie, że mnie jako trzylatkę nastraszyli, abym pozostawiona już nigdy nie oddalała się od braciszka, bo bali się o mnie , że mogę gdzieś zabłądzić, lub utopić się w bagnach.
Nikt z dorosłych w owym czasie nie przypuszczał, że z powodu nastraszenia uczynią mi taką krzywdę. Dzieci w powojennym okresie były bardzo doceniane, kochane i ważne. Niestety to były czasy, kiedy małe dzieci na okres pilnych prac zostawiano same w domu lub jakimś innym miejscu. W tamtym okresie nigdy nie słyszałam, o jakiejś tragedii z tego tytułu, że małe dzieci zostały same. Tylko kiedyś nawet nieznajomi byli dobrymi wujkami i ciotkami i w potrzebie jak byli w pobliżu udzielali opieki.
Moja podświadomość nabyła nowe przekonanie, że ja sama dla siebie mam prawo być ważną, a nawet mam taki obowiązek.
Teraz stałam się dla siebie ważna, a tym samym bardziej pokochałam siebie, a moi bliscy na tym skorzystają, bo mam dla nich teraz więcej miłości. Dolegliwości ciała zniknęły i poczułam wielką ulgę.
Im bardziej kochamy siebie, tym więcej możemy ofiarować innym. Życzę wszystkim dużo MIŁOŚCI.
Irena